Cha! A jednak! To, co przepowiadali wizjonerzy postępu oraz czego bibliotekarzom już od dawna po cichu życzyła zdrowiej myśląca część ludzkości, stało się faktem. "The Guardian" donosi, że politechnika na Florydzie (USA) otworzyła bibliotekę bez książek.
Książek ni ma, półek ni ma. Nic ni ma. To po co to postawili? Żeby było. To znaczy, żeby powstała biblioteka z książkami elektronicznymi. Zamiarem pomysłodawców jest więc socjalizacja do zelektronizowanych metod zdobywania wiedzy. Choć biblioteka zapewnia, że oferuje również tradycyjny księgozbiór poprzez zamówienia międzybilioteczne, to jest jasne, że to tylko archaiczny dodatek do gmachu nowoczesności.
Floryda wcale nie jest pierwsza.
Wcześniej podobne biblioteki powstały w Teksasie, Minessocie, a w
zapleczu NASA są już takie dwie.
Pozostaje pytanie o sens. Czy warto, fundować coś, co w istocie może okazać się... zbędne? Chyba, że powstaną takie repozytoria, do których dostęp będzie można uzyskać wyłącznie w tym budynku jako jedynym miejscu na świecie.
Cóż, zobaczymy. My tu gadu-gadu, a pakować się trzeba. Czas poskładać swoje śmieci i powoli zbierać się do wyjścia, Drodzy Bibliotekarze. A później już tylko zgrzebny wór, gorzka kawa i suchary. Tak, tak. Nowe idzie. Rozdziobią Was kruki, wrony i elektrokuglarze.
Barbara
- Tekst na podstawie: Alison Flood, Bookless library opened by new US university, "The Guardian", 29.08.2014 r.
- Reszta własna (złośliwości chronione patentem 1500/100.900)
- Oprawa muzyczna: pieśń żałobna na nutę "Łoj, dana dana, biblioteka zmarnowana" w niektórych regionach śpiewana jako "Lament na wykształcenie humanistyczne" ("Oj, żebym ja wiedział, to bym kopał rowy/ Miast rwać się do książek, o, ja nieżyciowy/ A żebym potrafił robić kalkulacje/ To po ekonomii jadłbym se pistacje [...]").
Komentarze
Prześlij komentarz