Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2014

Księżyc ma smak kardamonu

Świat bez słodyczy nie miałby sensu. Wie o tym każdy normalny człowiek. Do szczęścia potrzebne są nam słodkie komplementy, buziaki czy książki lejące miód na duszę. Ale żeby nas od nadmiaru tej dobroci nie zemdliło, czasem dobrze jest słodycz czymś doprawić. Sprawić, żeby nabrała wyjątkowego charakteru. Dlatego, jako miłośniczka kruchych wypieków, nie mogłam przejść obojętnie obok przepisu Marioli Platte, znanej poetki i „agrogospodyni” z Gierzwałdu, która zdradziła recepturę na ciastka kardamonowe. Przepis znalazłam w niepozornym przewodniku po okolicach Nowego Miasta Lubawskiego "Idzie Nowe". Autorka zdradza tam też jak wykonać jej sztandarowy sos błogotrawienny. Orientalny kardamon na Mazurach, w regionalnych przepisach? - spytacie. Też się zdziwiłam, ale nawet Okrasa, w jednym z odcinków poświęconych kuchni z Mazur, opowiadał, jak zamożni sprowadzali do nas przyprawy (głównie do mięs). A w Plattówce Pani Marioli, choć to nie pałace, kardamon jest od dawna i smakuj

Niepoczytalny bibliotekarz

Pośród książek kryją się demony. I mordercy. W Olsztynku, w ramach Dni Olsztynka 2014, podczas gry miejskiej ofiarą padła pani z biblioteki. Niestety nie wiem, czy udało się ustalić mordercę. Tymczasem w innej bibliotece gminy podmiejskiej , działy się ponoć sceny dantejskie o czym doniósł Wojciech Gęsicki (słowami Kazimierza Siwka) Zgroza, jaką budzi nasza grupa zawodowa służy również dyscyplinowaniu niesfornych dzieci, o czym przekonała się "nausznie" nasza koleżanka z czytelni: Podsłuchane zza staroratuszowego okna. Mama do niesfornej córki skaczącej po staromiejskiej scenie: -Ola, zejdź stąd, bo wyjdzie pani z biblioteki i zadzwoni po policję! Bombowo! Straszą nami małe dzieci!  i jak tu powiedzieć, że bibliotekarstwo to taka spokojna praca?

Coś niebieskiego, coś zrobionego i coś… ihaha!

Ostatnio wokół mnie sporo niebieskości (i nie mam na myśli jedynie tła programu bibliotecznego). Nad wodą zielono-granatowo, nad głową niebo jak niezapominajka, a niedawno dziewczyny w pracy zadały szyku średniowiecznymi wdziankami na piknik grunwaldzki. Od dzisiaj też w Galerii Stary Ratusz można zobaczyć „Wielki błękit”, czyli mocno niebieską wystawę poplenerową. Nawet na okładce najnowszego pisma kulturalno-literackiego „VariArt” dominuje ten kolor. W otoku delikatnego niebiesko-różowego światła jutrzenki pomyka konik mazurski. Skąd wiem, że to konik? Ano pewności nie ma, bo w książkach czasem stworzenie nazywa się „jelonek” (że niby to nad głową to rogi). Choć większość skłania się do teorii o koniku weselnym (że niby to nad głową to ozdoba odświętna). A skąd wiem, że mazurski? Bo wzór pochodzi z mazurskich kafli piecowych. Motyw, choć ludowy, może też żyć swoim nowoczesnym życiem. Już widzę oczami wyobraźni konika w kolorach Andy’ego Warhola, jak robi karierę w galeriach N

Silna reprezentacja Pracowni Regionalnej i Informatorium podczas Pikniku z Krzyżakami (14.07.2014 r.)

Wszystkie zdj. z archiwum WBP w Olsztynie

14 lipca, imieniny: Ulryka

Z punktu widzenia władcy stojącego na wzniesieniu i kierującego bitwą jest ona grą – partią szachów, ewentualnie układem kart. Układem, w którym on sam również jest kartą, ważnym elementem układu. Pola Grunwaldu 15 lipca 1410 r. Król Jagiełło (Król Serc) walczy z Ulrykiem von Jungingen (Król Pik), posiłkując się równie ważnym w grze Wielkim Księciem Litewskim Witoldem (król Karo). Czwartym władcą w talii jest Heinrich von Plauen (król trefl), przyszły Wielki Mistrz Zakonu. Przed i między nimi od późnego przedpołudnia upalnego lipcowego dnia tasują się blotki: czarne – pikowe i treflowe (ok. 15 000 ciężkiej jazdy krzyżackiej w 51 chorągwiach) – oraz czerwone – karo i serca (20 000 ciężkiej jazdy polskiej w 50 chorągwiach; 10 000 lekkiej jazdy litewskiej, ruskiej, mołdawskiej i tatarskiej w 40 chorągwiach). Prym wśród nich wiodą waleci – Marcin w Wrocimowic, Zawisza Czarny, Kazimierz V z rodu Gryfitów. Gra trwała sześć godzin. Przewagę niemal przez cały czas rozgrywki miały blotki czer

Dedykowane mieszkańcom ulicy Żeromskiego

Stefan Żeromski nie kojarzy się najlepiej. „Syzyfowe prace” – robota bez końca, „Przedwiośnie” – błoto, ziąb i przeziębienie, „Uciekła mi przepióreczka” – nie ma obiadu, i tak dalej. No, a gdy spróbować hurtem „Dzieła wszystkie Żeromskiego” – po prostu nagle braknie słów. I niby każdy wie, że Żeromski wielkim pisarzem był, a we wszystkich miastach Polski jest ulica jego imienia, to i tak ma się do niego inny stosunek niż do takiego Kochanowskiego. Szacunek i… stosowny dystans. Jest jednak pewna sprawa – nie do końca rozpropagowana – która powinna zmienić nasz stosunek do pisarza, gdyż dotyczy zwłaszcza mieszkańców naszego Regionu… Poniższa historia objawiła się podczas opracowywania w bazie dżs-ów kolejnego w zasobach WBP programu teatralnego Sceny w Elblągu (wówczas związanej z olsztyńskim Teatrem im. Stefana Jaracza). Chodziło o wspomnianą już „Przepióreczkę” Stefana Żeromskiego (reż.: Jolanta Ziemiańska; scenografia: Józef Zboromirski; premiera: 21.12.1968 r.). Ostatnią str