Przejdź do głównej zawartości

Dedykowane mieszkańcom ulicy Żeromskiego

Stefan Żeromski nie kojarzy się najlepiej. „Syzyfowe prace” – robota bez końca, „Przedwiośnie” – błoto, ziąb i przeziębienie, „Uciekła mi przepióreczka” – nie ma obiadu, i tak dalej. No, a gdy spróbować hurtem „Dzieła wszystkie Żeromskiego” – po prostu nagle braknie słów. I niby każdy wie, że Żeromski wielkim pisarzem był, a we wszystkich miastach Polski jest ulica jego imienia, to i tak ma się do niego inny stosunek niż do takiego Kochanowskiego. Szacunek i… stosowny dystans. Jest jednak pewna sprawa – nie do końca rozpropagowana – która powinna zmienić nasz stosunek do pisarza, gdyż dotyczy zwłaszcza mieszkańców naszego Regionu…
Poniższa historia objawiła się podczas opracowywania w bazie dżs-ów kolejnego w zasobach WBP programu teatralnego Sceny w Elblągu (wówczas związanej z olsztyńskim Teatrem im. Stefana Jaracza). Chodziło o wspomnianą już „Przepióreczkę” Stefana Żeromskiego (reż.: Jolanta Ziemiańska; scenografia: Józef Zboromirski; premiera: 21.12.1968 r.). Ostatnią stronę cienkiej książeczki zdobiło dość słabej jakości zdjęcie podsumowane notką „Kasprowicz i Żeromski podczas plebiscytu na Mazurach”. Kasprowicz? – ten od smreczyn, krzewów dzikiej róży i gór? No dobrze, lubił wyjazdy nie tylko w Tatry. Tylko akurat podczas plebiscytu? Ale Żeromski?! Po zbadaniu sprawy ujawniły się niezwykle interesujące rzeczy. Pisarz bardzo upodobał sobie morze, a pobyt nad nim uważał za niezwykle inspirujący dla swojej twórczości. Wraz z żoną Anną i córką Moniką rezydował w Orłowie. Jednak w maju 1920 r. wyrwały go stamtąd „sprawy służbowe”, czyli autentyczne zaangażowanie w tzw. w akcję plebiscytową na Warmii i Mazurach, prowadzoną na rzecz powrotu naszych ziem do Polski. Wyjechał więc na „sąsiednie” Powiśle jako wysłannik rządu polskiego do Komitetu Plebiscytowego, potem zaś również w naszym regionie energicznie zaczął robić to, na czym się znał, czyli działać słowem, wygłaszając odczyty oraz wydając odezwy. W ten sposób włączył się w rządowy projekt batalii o granice Polski. Żeromski zjeździł wówczas całą Warmię i Mazury (przemawiał m.in. na wiecu w Iławie), przebywając tu aż do początku lipca. Trzeba wspomnieć, że Niemcy również nie próżnowali. Na czele ich kampanii propagandowej stał Max Worgitzki i nie miała ona bynajmniej charakteru pokojowego (ofiarą bojówek pruskich był m.in. polski działacz mazurski, Bogumił Linka). Do tego specjalne komitety (Deutscher Schutzbund) zaprowadziły akcję ściągnięcia na nasze ziemie emigrantów z Niemiec (ok. 180 tys.). Ostatecznie 11 lipca 1920 r. odbył się – zgodnie z traktatem wersalskim – plebiscyt na Warmii, Mazurach i Powiślu, obejmując dwa powiaty na Warmii (olsztyński i reszelski), osiem na Mazurach (ostródzki, niborski, szczycieński, jańsborski/piski, ełcki, olecki, lecki/giżycki, żądzborski/mrągowski) oraz cztery na Powiślu (suski, kwidzyński, sztumski i malborski). Wyniki plebiscytu okazały się bardzo niekorzystne: największą liczbę głosów propolskich uzyskano w powiecie sztumskim (19,07%) oraz olsztyńskim (13,47%), a najmniejszą w powiatach mazurskich. 27 sierpnia 1927 r. decyzją Rady Ambasadorów i przydziałem polsko-niemieckiej komisji granicznej Polska otrzymała trzy wsie na Mazurach (pod Lubawą) i pięć wsi okręgu kwidzyńskiego, zaś granicę polsko-niemiecką ustanowiono w odległości 20 metrów od wschodniego brzegu Wisły.
Wracając do naszego niedocenianego Żeromskiego. Co mógł – zrobił[1]. Gdyby jeszcze poświęcił naszym ziemiom choć jeden utwór… Ale nikt nie jest doskonały.



[1] Podobnie Jan Kasprowicz w 1920 r. uczestniczył w akcji plebiscytowej na rzecz polskości Warmii i Mazur.

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy tekst. Nieśmiało tylko zaprotestuję przed twierdzeniem, że Żeromski nudny, obrzydzony i ogólnie niedoceniany. Ja na przykład lubię "Przedwiośnie" od pierwszego przeczytania;) Serio. U Żeromskiego skupiły się najważniejsze prądy filozoficzne XIX i początku XX wieku. No, to jak go nie lubić...:D Wielkim był, o! A takie smaczki, ja te opisane wyżej, tylko dopełniają obraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stosunek do konkretnego pisarza czasem zapisuje się w nas dzięki szkole, czasem dzięki odpowiedniemu albo nie- momentowi, kiedy sięgnęliśmy po lekturę, a czasem po prostu jakiś styl nam leży albo nie. Żeromski na pewno nie jest mdły - chyba ma albo wielbicieli albo przeciwników, i to kolejny argument za tym, że Wielkim był :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie