Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

Izydor z Sewilli. Biblioteka i tortury

Izydor z Sewilli (560-636 r.)  to kolejna postać z panteonu świętych Kościoła katolickiego, która ma związek z bibliotekami. Ma i to nie byle jaki.   Za życia Izydor jako arcybiskup Sewilli zgromadził imponujące zbiory zawierające najważniejsze księgi ówczesnego świata. Mówi się, że nie było wtedy w Hiszpanii drugiej takiej biblioteki. Całe życie szukał i sprowadzał kolejne książki. Zatrudniał mnichów, których zadaniem było przepisywanie dzieł. Nie była to jednak praca ani spokojna, ani zbyt przyjemna, bo znakomity pracodawca zwykł surowo karać skrybów za najdrobniejsze przewinienia. Korzystający z Izydorowej biblioteki odczuwali nie mniejsze lęki, bo już w drzwiach przybytku widniał napis informujący, że kto w ciągu pół godziny nie znajdzie sobie zajęcia adekwatnego do miejsca, czeka go kara dwóch batów. Kto zaś hałasem przeszkodziłby kopistom w ich pracy, również powinien się bać. Nie miał Izydor litości dla ludzi, ale i wobec siebie był bardzo wymagający, o czym świadczy

Fotograficzny wtorek

Jezioro Długie Zaistniało poważne podejrzenie, iż na naszym miejskim akwenie zamieszkał kormoran. Samotny, więc biedny i nieszczęśliwy. Niektórzy jednak twierdzą, że to po prostu singiel - zachwycony wolnością i mający wszystkie ryby dla siebie. Inni z kolei - że to pustelnik. A może to nie kormoran tylko legendarny Smok z Jezioraka, który wyemigrował w przyjaźniejsze strony?   Fot. Anna Rau

Pożytki z nieczytania

Wybrałam się wczoraj do kina. Film z gatunku scence-fiction, z wartką akcją, ciekawym scenariuszem i niezłą grą aktorską. Przed seansem rozsiadłam się wygodnie w nowym fotelu (zupełnie jak w samochodzie) i nauczona ostatnimi doświadczeniami, wyczekiwałam na zwyczajowe pikanie telefonów, szelest torebek z chrupkami i psykanie puszek. A tu… niespodzianka! Towarzystwo w moim rzędzie grzecznie wyjęło na chwilę komórki, tylko po to, żeby je wyciszyć. Do rozpoczęcia filmu słychać było jedynie półszepty. Pełna kultura. Tknęło mnie. O co chodzi? Czy coś przegapiłam? A może już tak przyzwyczailiśmy się do utyskiwania na powszechny upadek kultury osobistej, że szokuje nas grzeczny sąsiad w kinie? I nagle Eureka! Na sali, na pierwszy rzut oka, znajdowali się wyłącznie dorośli. Nie było za to żadnej młodzieży w wieku gimnazjalnym, czy nawet licealnej. Dlaczego? Po prostu wybraliśmy seans z NAPISAMI.  Nie ma tego złego… anita

Do braci poszukiwaczy!

Pogoda piękna, urlopy się zaczęły, toteż ruszyli „kopacze”, czyli poszukiwacze skarbów ukrytych w ziemi. Warmia i Mazury to region bogaty w pamiątki przeszłości. Większość amatorów wrażeń związanych z odkrywaniem tajemnic wierzy, że przy pomocy „wypasionego” osprzętu i odrobinie szczęścia trafi na skarb, który ustawi ich do końca życia. No cóż. Może rozsądniej byłoby zainwestować w kupon totka. Tymczasem prawdziwi poszukiwacze, miłośnicy historii i badacze, doskonale wiedzą, że nie wszystko złoto, co się świeci, i że kluczową rolę w tym sporcie odgrywa przygotowanie. Na „wykopki” można bowiem iść albo z potężnym bicepsem, albo z pasją. A tylko pasjonaci ucieszą się z maleńkiego guzika od munduru, kawałka janczara (dzwoneczka, nie żołnierza!) lub docenią nadpalone dokumenty. Uszanują przy tym kontekst historyczny znaleziska i jego szlachetną patynę. Nie popędzą do najbliższego żelaźniaka po srebrol w sprayu. Za to poczytają to i owo o przeszłości, wskoczą na forum odkrywców i upewn

W Internecie nie znajdziecie

W dobie Internetu i telefonów komórkowych, gdzie podstawowe informacje są dosłownie „pod ręką”, wydawałoby się, że mało kto jeszcze korzysta z tradycyjnych kalendarzy. A tymczasem u dentysty zauważyłam ogromny ścienny baner z modelką o hollywodzkim uśmiechu, w księgarni do wyboru do koloru: każdy miesiąc z innym kotkiem, pieskiem… Dlaczego nie z wężykiem? Na biurkach w pracy, co prawda szare, ale za to w ilościach hurtowych. Nie licząc tych noszonych w torebkach czy portfelach. Ale jeden typ kalendarzy zniknął mi z oczu. Od dłuższego czasu nie spotkałam nigdzie takiego „grubasa” z odrywanymi karteczkami na każdy dzień, które od spodniej strony miały zawsze jakąś cenną informację. Albo przepis na nieopadający biszkopt, albo rymowaną mądrość ludową, np. dotyczącą płodności pszczół, albo też ciekawostkę o najwęższej szczelinie w górach Sowich. Taki kalendarz był żywą częścią mieszkania. Miał w sobie to coś. Podobny klimat odkrywam za każdym razem, kiedy sięgam po „Kalendarze dl