29 czerwca 2014 roku przypada
święto roweru. Ponieważ jednak początek maja zapowiada się ładny, postanowiłam
nie czekać tak długo i przeprosić się z moim bicyklem. Mam bowiem mocne założenie
w tym roku więcej jeździć na rowerze. Bo mieszkać w Olsztynie i nie wykorzystać
tego – to grzech.
Mój osobisty jednoślad jest
czerwony, wiekowy i ciężki do zniesienia (po schodach!). Istny diabeł. W
mniemaniu moich bliskich (mili ludzie), to on jest winny, że nie nadążam za
nimi. A tymczasem prawda jest taka, że należę do grona miłośników dyscypliny,
którą nazwać by można spacerowaniem rowerowym w stylu powolnym. Nie kręci mnie
wiatr we włosach, podskakiwanie szczęki na wybojach, ani osiągi na liczniku.
Lubię zatrzymać się co
kilkadziesiąt metrów, żeby popatrzeć na jeziorko, zobaczyć co rośnie w rowie, zrobić
fotkę, a potem z przyjemnością zjeść kanapkę. Jak każdy zawodnik w swojej
kategorii przywiązuję też wagę do gadżetów. Żaden rowerzysta (lub kolarzysta)
nie wmówi mi, że nie lubi wyglądać na rowerze ciekawie. Nie istotne czy będzie
to „dający po oczach” chrom czy swobodne amsterdamskie retro.
Niebawem najnowsze trendy będzie
można podglądać w Olsztynie także w Parku Centralnym. A dowód, że lansowanie na
rowerze istnieje od dawna, zamieszczam poniżej.
Anita
Grafika z czasopisma „Wędrowiec”
z 1899 roku
w zbiorach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie.
Komentarze
Prześlij komentarz