Na ekrany kin wchodzi właśnie
nowy film z Colinem Firthem. Aktor ten zdobył moje serce już po „Dumie i
uprzedzeniu”, ale całkowity szacunek zyskał po kapitalnej roli w „Jak zostać
królem”. I choć kusi mnie bardzo, żeby obejrzeć „Drogę do zapomnienia”, to
jakoś nie mogę zebrać się na odwagę. Straszny ze mnie mięcioch. Przerażają mnie
historie o jeńcach wojennych, dlatego, póki co, po raz kolejny sięgnęłam po
„Dziewczynę z perłą”, gdzie Firth gra słynnego malarza Johannesa Vermeera.
Film powstał dekadę temu, ale z
przyjemnością wracam do niego. Między innymi dlatego, że zatrzymując go na
dowolnym kadrze, niemal za każdym razem mogę oglądać nowy przemyślany obraz.
Wiele ze scen mogłoby być inspiracją dla artystów-malarzy. To taka ruchoma galeria.
Lubię filmy biograficzne, a obraz Petera Webbera cenię jeszcze za to, że skutecznie
zachęcił mnie do pochylenia się nad historią Niderlandów.
Spory kawałek poznałam niedawno,
i też za sprawą galerii obrazów. Nie gdzie indziej, jak w sercu Morąga, w
dawnym pałacu rodu zu Dohnów (dziś Muzeum Herdera), mieści się wyjątkowo cenna XVII-wieczna
kolekcja portretów holenderskich. A na nich rodzima arystokracja pyszni się w
klejnotach i koronkowych kołnierzach, dumnie prezentując swoje królewskie korzenie i zamożny
stan. Bo trzeba wiedzieć, że w żyłach obecnie panującego monarchy Holandii
płynie ta sama krew.
Na całym świecie podziwiany jest bezsprzeczny
kunszt Vermeera. Powtarzane są też ochy i achy na widok młodziutkiej Griet –
filmowej dziewczyny z perłą granej przez Scarlett Johansson. A tymczasem z
morąskich portretów spogląda na nas nie jedna, a wiele dziewcząt, które niegdyś
pozowały malarzom: Julianna, Zofia, Urszula, Amalia, Anna, Florentyna,
Henrietta, Luiza i inne. Wszystkie intrygujące, wszystkie urodziwe i wszystkie… z
perłami. Ich zdjęcia dostępne w książce M. Bartoś, K. Wróblewska, „Portret holenderski”,
Olsztyn 1993.
Anita
Komentarze
Prześlij komentarz