Przejdź do głównej zawartości

Biblioteka wśród wielu kultur



Skojarzenie ze słowem „konferencja” jest właściwie jedno i do tego dość jednoznaczne: prelegent na jakimś podwyższeniu, gromada zasłuchanych lub „lekko zamyślonych” słuchaczy, ewentualnie migająca w tle prezentacja wykonana w PowerPoincie lub Prezi… Spokój, wędrówka myśli, nauka… Ale może być inaczej. Dokładnie tydzień temu, czyli 25 listopada, braliśmy udział w konferencji podsumowującej projekt „Biblioteka miejscem spotkań wielu kultur”, realizowanego przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego nie tylko w naszym województwie, lecz również w małopolskim, opolskim i pomorskim. Na terenie Warmii i Mazur uczestniczyło w tym wielkim przedsięwzięciu 20 bibliotek, w tym – jako koordynator – Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie, zaś temat wielokulturowości dotyczy nas wszystkich, gdyż mieszkamy w społeczności, w której dzięki Historii Wielkiej oraz tym mniejszym, ludzkim możemy spotykać się z wieloma tradycjami, nacjami, językami i obyczajami. Zgłębialiśmy go więc, uczestnicząc w interaktywnej grze grupowej, która na początku wydała się trochę przerażająca… - jednak wkrótce po pierwotnej obawie nie było śladu: dzięki rozmowom, wymianie informacji i notatek oraz zawiązywaniu nowych znajomości. Była szansa znów poczuć się jak na studiach J - szczególnie że wśród bibliotekarzy, przedstawicieli samorządów oraz organizacji zrzeszających mniejszości narodowe pojawili się też studenci bibliotekoznawstwa i informacji naukowej. Kolejne „stacje” dzięki materiałom ikonograficznym, publikacjom, filmom oraz „żywym drogowskazom” (rozmowy z ludźmi wprowadzonymi w temat) przedstawiały ciekawe praktyki rozwijające temat współistnienia różnych kultur.
Niezwykle interesujące było też stoisko z wartościowymi i po prostu bardzo ładnymi książkami, kolekcje materiałów edukacyjnych, wirtualne spotkanie z pisarką Chimamandą Ngozi Adichie, czy choćby przeprowadzona przez trenerki Maję Brankę i Dominikę Cieślikowską analiza metaforyki plakatów. Obecność bibliotekarzy z Norwegii oraz szansa rozmowy z nimi tym bardziej podgrzewała atmosferę tego szarego, typowo listopadowego dnia. Na końcu gry każdy z uczestników musiał wypełnić ankietę – dla siebie i dla organizatorów konferencji. Jednym z pytań było: „Co cię najbardziej zaskoczyło podczas dzisiejszego spotkania” – i równie interesującą odpowiedzią stała się któraś z zasłyszanych – że zaskoczyła nas różnorodność i zaangażowanie… naszego środowiska, czyli my sami! Rzeczywiście, najcenniejszym doświadczeniem tej niezwykłej konferencji było poznanie mnóstwa fan-tas-tycz-nych ludzi z regionu (szczególnie pozdrowienia dla stołu 6!), gdyż bogactwo wielokulturowe Warmii i Mazur (w moim wypadku dzięki pracy w informatorium oraz przy materiałach regionalnych) jest mi/nam znane.

Na końcu jednak dla równowagi można dodać łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Przy takich okazjach i zwłaszcza przy takich tematach zawsze powstają też pytania i wątpliwości, na które nie udzielono odpowiedzi, gdyż zabrakło na to czasu (w programie imprezy nie przewidziano dyskusji). Akceptacja i poznawanie nowego się jest bardzo dobre, miłe i ciekawe jest też jest wplatanie nowych elementów kulturowych do tego, co zastane, ale czy rzeczywiście trzeba odsuwać to, co tradycyjne, na rzecz wiodącej promocji nowych obyczajów? Aby nie pisać zbyt wiele, może tylko jeden przykład. Dość kontrowersyjnym pomysłem wydała mi się – i tu mówię wyłącznie w swoim imieniu – propozycja jednej z pań prowadzących, aby tradycyjne już (i bez których wystrój biblioteki nie byłby taki sam) grudniowe wystawki czy prezentacje poświęcić nie tyle Bożemu Narodzeniu, ale Nowemu Rokowi, jako „świętu obchodzonemu przez wszystkich w tym samym czasie”. Czy na pewno? Rzeczywiście Boże Narodzenie jest świętem katolickim, ale obecnie łączy wszystkich mieszkających tutaj przede wszystkim ze względu na tradycję, stanowiąc nieodłączną i piękną cześć naszej kultury jako czas przeznaczony dla rodziny, odpoczynku i zabawy. Nowy Rok nie spełnia tej funkcji. Dodatkowo argument o jego uniwersalności też nie do końca jest prawdziwy: pamiętajmy, że Żydzi, Chińczycy, Wietnamczycy, wszyscy należący do kościoła prawosławnego obchodzą go kiedy indziej… Pytania to dobra sprawa, samo szukanie odpowiedzi już jest odpowiedzią, np. myśl powstała przy rozważaniu tego zagadnienia: że rozwiązania tej kwestii nie stanowi chyba zmiana tego, co dobre i „nasze”, ale WSPÓLNA akceptacja pewnych rzeczy? Ale to oczywiście dopiero szukanie odpowiedzi…






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie