Przejdź do głównej zawartości

Taka słabość, to ja rozumiem

Wczoraj, czyli 22 maja był Światowy Dzień Praw Zwierząt. Nas, bibliotekarzy nie trzeba dwa razy namawiać, żeby pogadać sobie o czworonogach i innych stworzeniach bożych. Słabość do nich mamy niejako wpisaną w zawód. Nie robiłam co prawda badań statystycznych, ale tak się jakoś składa, że każdy zapytany bibliotekarz, albo już opiekuje się własnym pupilem/ami, albo udziela się poza domem, wspomagając schroniska i przytuliska. Tylko do naszej „działowej rodzinki” należą dwa psy, dwa koty i „świń” (czyli świnek morski). A w bibliotece w Iławie jakiś czas temu zamieszkała nawet śliczna, zdrowa kotka, odratowana przed uśpieniem. Dla hodowcy zrobiła swoje rodząc rasowe potomstwo. Potem stała się zbyt kosztowna w utrzymaniu. Całe szczęście znaleźli się cudowni ludzie, którzy nie bacząc na przepisy, stworzyli dla niej między regałami nowy dom. Swoją drogą, ciekawe co u niej.

Tymczasem, wszystkim kolegom i koleżankom po fachu (i nie tylko), z okazji święta polecam wystawę w olsztyńskiej Galerii Stary Ratusz, gdzie młody (i sympatyczny!) artysta – Adam Kołakowski, prezentuje od dzisiaj urocze obrazy m.in. ze zwierzakami w roli głównej. Mi osobiście przywodzą one na myśl beztroskie dzieciństwo. Obrazy aż proszą się o to, żeby ktoś zdolny napisał do nich baśnie.

A sam artysta do jakich zwierząt ma największą słabość? Jak przyznał się – do koni.
anita

Zdjęcia wykonane na wystawie zorg. w Galerii Stary Ratusz (WBP w Olsztynie) - z archiwum WBP

Komentarze

  1. Cudowne, magiczne, oniryczne! Chcę wszystkie na ścianę! (Chociaż kota mogłaby mi Luna nie wybaczyć).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się...

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć r...

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też...