Przejdź do głównej zawartości

Olsztyn na małym i dużym ekranie

Olsztyn jako plener filmowy? W pierwszej chwili wydaje się to mało prawdopodobne, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni, że większość polskich filmów i seriali jest kręcona albo w wielkich miastach, gdzie najwięcej się dzieje albo w małych urokliwych miasteczkach i wsiach „z klimatem” położonych z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. Chociaż nasze miasto nie należy do żadnej z wymienionych kategorii i nie cieszyło się wśród filmowców aż tak dużą popularnością jak Warszawa, Kraków, Gdańsk, Łódź czy Wrocław, to jednak „zagrało” w kilkunastu filmach i serialach. Najbardziej znane z nich to „Kochajmy syrenki”, „Stawka większa niż życie”, „Dom nad rozlewiskiem”, „Róża”. Pewnie zaskoczę Was informacją, że jedna z imprez promocyjnych serialu „Czterej pancerni i pies” odbyła się w 1967 roku na olsztyńskim Stadionie Leśnym. Jeśli chcecie poznać kolejne tytuły oraz miejsca, w których je nakręcono, to zachęcam Was, drodzy Czytelnicy, do odwiedzenia wystawy „Olsztyn filmowy” w Domu „Gazety Olsztyńskiej” Muzeum Warmii i Mazur. A jeśli jest to temat dobrze Wam znany, to i tak warto zajrzeć na wystawę i przypomnieć sobie, jak wyglądał Olsztyn w latach 60-tych XX wieku, bo właśnie z tego okresu pochodzą prezentowane fotografie Ryszarda Czerniewskiego.

Tablica pamiątkowa "Stawki większej niż życie" 
przy ul. Kołłątaja. Fot. K. Kujawa
Nie są to fotosy filmowe, lecz zdjęcia z planów oraz imprez promocyjnych zrealizowanych filmów i seriali. Oprócz portretów znanych aktorów przedstawiają kulisy planów: reżyserów i operatorów w trakcie pracy, filmowane zakątki Olsztyna oraz mieszkańców miasta – statystów i obserwatorów. Może wśród tych ostatnich rozpoznacie siebie, swoich bliskich lub znajomych?

Tym, co najbardziej zwróciło moją uwagę na wystawie, jest widoczne na zdjęciach wielkie zainteresowanie olsztynian pracą ekip filmowych. W latach 60-tych była to z pewnością znacznie większa atrakcja niż obecnie, ponieważ oferta kulturalno-rekreacyjno-sportowa miasta była dużo uboższa, a w kinie i telewizji wyświetlano o wiele mniej filmów. Patrząc na fotografie Ryszarda Czerniewskiego odniosłam wrażenie, że przynajmniej połowa mieszkańców Olsztyna towarzyszyła ekipom filmowym na planach. Czyżby wszyscy wzięli w tym czasie urlop? J Kolejnym szczegółem, który mnie zaintrygował, są miejsca kręcenia zdjęć. Nie wiedziałam, że było ich aż tyle. Nie tylko Stary i Nowy Ratusz, ul. Kołłątaja, zamek i Park Podzamcze, brzegi jezior Kortowskiego i Skanda czy most w Dywitach, lecz również Plaża Miejska nad jez. Ukiel czy miejsca z pozoru mało „filmowe”, jak Dworzec Główny czy Areszt Śledczy.

W Hotelu "Pod Zamkiem" kręcono zdjęcia 
do filmu "Dwie miłości". Fot. K. Kujawa


Chociaż wystawa jest kameralna (prezentowane są na niej fotografie zaledwie z trzech z kilkunastu planów zrealizowanych w Olsztynie), to i tak dobrze oddaje klimat Olsztyna sprzed blisko sześćdziesięciu lat – miasta średniej wielkości, z dużą ilością zieleni i jeszcze wówczas zachowanymi fragmentami przedwojennej infrastruktury. Taki Olsztyn istnieje już tylko na starych fotografiach oraz na taśmie filmowej. Dlatego warto odwiedzić wystawę, aby poznać lepiej historię naszego miasta i jego związków z filmem, przekonać się, jak wyglądało w obiektywie kamery filmowej, jak spędzali czas wolny jego mieszkańcy. Organizowane co kilka lat spacery przewodnickie śladami „Stawki większej niż życie” (ostatni odbył się 15.08.2021 roku), artykuły w portalu turystycznym Urzędu Miasta visit.olsztyn.eu oraz posty internautów poświęcone Olsztynowi filmowemu i samej „Stawce” są jedną z ciekawszych form promocji miasta i świadczą o tym, że dawne polskie filmy i seriale nadal mają wielu fanów. Może wystawa stanie się dla Was inspiracją do samodzielnego odkrywania kolejnych olsztyńskich miejsc filmowych?

 

KK


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie