Przejdź do głównej zawartości

Kto pamięta taki Olsztyn?


Zofia Barankiewicz - olsztynianka od 1945 roku, fotografka z pasji i wykształcenia, dokumentalistka historii swojego miasta. Autorka wyjątkowego albumu ze zdjęciami dawnego Olsztyna, wykonywanymi na przestrzeni kilkudziesięciu lat. „Pani Zosi spacerki po Olsztynie” to niezwykłe archiwum stanowiące pamiętnik z podróży przez czas, pory roku, rozmaite oblicza życia społecznego i kulturalnego miasta. Podążając śladami fotografki, starsi mieszkańcy miasta mogą rozpoznać miejsca, które całkowicie zmieniły już swój wygląd i przeznaczenie. Najstarsze zdjęcia pochodzą z lat pięćdziesiątych, najnowsze prezentują wydarzenia i miejsca z początku lat dwutysięcznych.

Przygoda pani Zofii z fotografią rozpoczęła się od podarowanego jej przez przyszłego męża aparatu Kodak Retina. W późniejszym czasie rozwijała swoje umiejętności w zakładzie fotograficznym „Foto Atelier”, by po pewnym czasie stać się zawodowym mistrzem fotografii. W swoim życiorysie pani Zofia miała także etap pracy, jako fotoreporter w wojsku oraz fotograf medyczny w olsztyńskim Szpitalu Dziecięcym, gdzie miała okazję spotkać się i rozmawiać z Janem Pawłem II na temat swojej pasji. Przez wszystkie lata pracy zawodowej dokumentowała także bieżące życie Olsztyna, czego efekty widzimy w tym znakomitym albumie. Znajdziemy tutaj kadry miasta w letniej i zimowej odsłonie, obejrzymy wydarzenia piękne i tragiczne. Przewodnik rozpoczyna się od fotografii zamku i jego okolic z nieodłączną „babą pruską”, kolejne zdjęcia pokazują nam Park Podzamcze, dawny plac Karola Świerczewskiego, Górną Bramę zwaną Wysoką Bramą, okoliczne kamienice i najstarszą restaurację olsztyńską „Staromiejską”. Dramatycznym momentem w dziejach miasta był pożar Starego Ratusza w 1968 roku, czego świadectwo znajdziemy również w tym albumie. Następnie nasz spacer prowadzi w okolice katedry św. Jakuba, stare podwórza, zaplecza kamienic, brukowane uliczki i arkadowe przejścia. Szczególnie uderzają nas obrazy powojennych zgliszcz, licznych gruzowisk, smutnych, ceglanych, nieotynkowanych murów. Starsi mieszkańcy miasta zapewne pamiętają czerwone tramwaje, które kursowały wzdłuż Starego Miasta, ulicą Staromiejską w stronę Górnej Bramy. Trasa linii tramwajowej wiodła wówczas ulicą Grunwaldzką, przez most św. Jana oraz ulicę Prostą. W centrum Olsztyna w miejscu zniszczonego przez Armię Czerwoną fragmentu miasta, funkcjonował od lat pięćdziesiątych słynny Karolek, czyli plac Karola Świerczewskiego, na którym kwitło życie kulturalne i towarzyskie. Odbywały się tam festyny i koncerty, organizowano pokazy wozów strażackich i motocykli, urządzano dziecięce wyścigi rowerowe. Na kolejnych kartach albumu wędrujemy w stronę Nowego Ratusza, którego wizerunek przedstawiony jest począwszy od lat 50-ych XX w. do czasów współczesnych. Na uwagę zasługuje otoczenie ratusza, z uroczą kawiarnią przy nieodległym placu. Szczególne miejsce poświęca Pani Zofia tematowi kina. A to za sprawą męża kinooperatora oraz swojej mamy, bileterki wielu olsztyńskich kin. Zainteresowanie twórczością filmową przenosi zatem na kliszę fotograficzną, uwieczniając budynek kin: „Awangarda”, „Polonia”, „Odrodzenie” oraz  „Kopernik”. Nie można zapomnieć też o tym, że ważną częścią życia Olsztyna był zawsze sport, a jego ważnym obiektem był pięknie położony, nieistniejący już „Stadion Leśny” - miejsce dawnych triumfów i wyczynów sportowych. Wystarczy wspomnieć postać Józefa Szmidta, który podczas lekkoatletycznych mistrzostw Polski 5 sierpnia 1960 r. ustanowił na Stadionie Leśnym rekord świata w trójskoku - 17,03 metra.  W tym unikatowym archiwum nie mogło zabraknąć także obrazów pięknej, nieskażonej warmińskiej przyrody.  Możemy w nim podziwiać oblicze malowniczych zakątków jeziora Długiego, zimowe i jesienne impresje w Parku Podzamcze, czy też pejzaże nad jeziorem Kortowskim. 

 „Pani Zosi spacerki po Olsztynie” to opowieść o historii miasta i o życiu. To autorski zapis zmian jakie zachodziły na przestrzeni lat, trudnych czasów powojennych, prób powrotu mieszkańców do normalnego, codziennego życia. To galeria ludzkich portretów, ważnych, przełomowych wydarzeń, warmińskiej przyrody w aurze zmieniających się pór roku. Zofia Barankiewicz jest bacznym obserwatorem, uważnym dokumentalistą potrafiącym umiejętnie chwytać ulotne chwile. Być może wynika to z tego, że po prostu jak sama mówi kocha Olsztyn, bo jest jedyny i niepowtarzalny.


                                                                                                                                Małgorzata




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie