Przejdź do głównej zawartości

Świętujmy z ptakami wędrownymi!

W Światowym Dniu Ptaków Wędrownych bociany zamieszkałe w Ośrodku Rehabilitacji Ptaków Dzikich w Bukwałdzie przesyłają wszystkim serdeczne pozdrowienia!
Teren bociani (fot. Anna Rau; 2017)
Jak widać, biało-czarne towarzystwo na specjalnym bocianim wybiegu zażywa swieżego powietrza oraz ciepła. Jest ich w Ośrodku kilkadziesiąt. Część z nich uległa wypadkom, pozostałe zaś z jakichś powodów nie odleciały jesienią... Tutaj jednak znalazły lecznicę - oraz pensjonat. Optymistyczną informacją oraz potwierdzeniem faktu, że Ośrodek to miejsce, w którym ptaki dobrze się czują, jest to, że niektóre z bocianich pań właśnie teraz – w osobno wydzielonym spokojnym miejscu – wysiadują jaja. Młode pokolenie oraz te z bocianów, które zostały wyleczone, zostaną wypuszczone na wolność, pozostałe zaś mogą tu wieść spokojne życie.
Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich to niezwykłe miejsce - bardzo ciekawe nie tylko dla fanów ptaków czy mieszkańców miasta. Trzeba bowiem podkreślić, że w Ośrodku przebywają również w odpowiednich wolierach przedstawiciele innych ptasich gatunków: sowy, mewy, kruki, gołębie, kawki, orzeł... Funkcjonująca w ramach Ośrodka Ptasia Akademia zapewnia przyjemną i pouczającą rozrywkę: na specjalnych zajęciach opiekunowie ptaków pokazują swoich podpiecznych, przy okazji i mimochodem edukując. Ośrodek zajmuje się oczywiście i przede wszystkim leczeniem ptaków, lecz również stanowi azyl dla tych wszystkich, które uległy wypadkowi i zostały uratowane przez życzliwych ludzi. Jak się więc można domyślić nie mogło tam zabraknąć gabinetu weterynaryjnego, małego "szpitala" oraz miejsca rekonwalescencji skrzydlatych pacjentów. Tego wszystkiego jednak – w celu zapewnienia komfortu chorym – zwiedzać nie można.
Dziś – w dniu święta skrzydlatych wędrowców – niech na pierwszym planie pozostaną ulubieńcy wszystkich Polaków (co potwierdzają ankiety oraz opinie), czyli bociany. Do świątecznego ujęcia załapała się również piękna łabędzica. Jest stałą rezydentką Ośrodka, gdyż straciła jedno ze skrzydeł. Jak widać, i co potwierdzają jej Opiekunowie, ukrywa to z wdziękiem i stanowi prawdziwą ozdobę Ptasiej Akademii.
Teren bociani (fot. Anna Rau; 2017)
Ostatnie zdjęcie przedstawia z kolei jednego z czterołapych mieszkańców Ośrodka – również bardzo zainteresowanego ptakami, nie tylko wędrownymi...
Mewia woliera (fot. Anna Rau; 2017)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie