Przejdź do głównej zawartości

Wielkanocna tajemnica



Wielkanoc jest już na zająca skok. Jesteśmy coraz bardziej zaabsorbowani przygotowaniami świątecznymi – sprzątaniem, gotowaniem, kupowaniem ostatnich drobiazgów potrzebnych do udekorowania domu, czy choćby planowaniem gier towarzyskich na wolne dni w rodzinnym gronie (na pogodę zachęcającą do spacerów raczej nie ma co liczyć…). Wielu też jednocześnie pogłębia swoje duchowe zaangażowanie w Wielkanoc. Jednym słowem jest o czym myśleć. Mamy jednak nadzieję, że proponowana mini podróż okaże się na tyle interesująca, iż zaciekawi każdego (gdyż chyba każdy lubi tajemnice ), a może nawet niektórych zachęci, aby właśnie teraz, wybrać się do… Nowego Kawkowa. Właśnie tam - tylko czasie wielkanocnym - można zobaczyć coś, co przez cały rok jest ukryte...


Kościół w Nowym Kawkowie jest niezwykle stary, gdyż poświęcono go w 1380 r., ale z owych czasów przetrwały tylko podmurowanie z łamanych kamieni oraz stosunkowo niedawno odkryte freski. Wystrój kościoła – ołtarze, ambona, kropielnica - są barokowe lub neobarokowe. Stosunkowo skromne (pamiętajmy o skojarzeniach, które pojawiają się, gdy myślimy o słowie „barok”), ale efektowne. Warto zwiedzić ten kościół również dla urokliwego sklepienia kolebkowego pokrytego deseniem w gwiazdy. Robi ono na widzu niezwykłe wrażenie. Jednak prócz obrazów i rzeźb budowla posiada jeszcze małą niespodziankę. I nie kryje się ona zwyczajowo pod posadzką czy na wieży. Tajemnica znajduje się niemal na naszych oczach - w ołtarzu głównym... 


Jest sprytnie schowana za obrazem przedstawiającym Nawiedzenie Św. Elżbiety, który pełni dla niej rolę kurtyny. Właśnie w tym miejscu umieszczono dwuwymiarowe, kolorowe figury: aniołów, ciała umęczonego Chrystusa oraz płyty Jego grobu. 
 




Tło dla nich stanowi kula zaćmionego, czerwonego słońca oraz motyw Oka Opatrzności Bożej (podobne, wyrzeźbione,  znajduje się na szczycie ołtarza). Robi to niezwykłe wrażenie – zwłaszcza jeśli ma się szczęście widzieć to z bliska…

Przez cały rok jednak wszystko to jest osłonięte obrazem. Instalację w całej okazałości można zobaczyć właśnie w okresie wielkanocnym, kiedy zgodnie z tradycją w kościołach wznosi się groby Chrystusa. Na odsłonięcie grobu w świątyni w Nowym Kawkowie naprawdę warto czekać cały rok. Zgromadzeni w kościele dzięki sztuczce optycznej widzą bowiem opisaną scenę jako obraz trójwymiarowy. Jest to prawdziwy koncept barokowy: mała perełka zdumienia ukryta w świętym miejscu.  


Niech te Święta będą dla nas pogodne, spokojne i obfite w dobre chwile, i niech każdego z nas spotka szansa odkrycia małej chwili zachwytu ukrytej gdzieś w bliskości.


                                                                                      ***
Serdeczne podziękowania  Księdzu Proboszczowi Parafii Św. Jana Ewangelisty w Nowym Kawkowie za możliwość podziwiania tajemnicy ołtarza.
Wszystkie zdjęcia: Anna Rau


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie