Przejdź do głównej zawartości

Region w malarstwie



Wspomnienia z wystawy.



Oksana Svizhak

10 dni pięknej, słonecznej pogody i wytężonej, twórczej pracy artystów zaproszonych na międzynarodowy plener malarski „Brodząc w kolorze-zielony” zaowocowało poplenerową wystawą, którą prezentowano (na przełomie września i października) w galerii wystaw czasowych Muzeum w Ostródzie. Wybór tegorocznej edycji pleneru - koloru zielonego, tak jak i w ubiegłym – niebieskiego, ściśle łączył się z walorami, z których słynie, i które są najważniejsze dla regionu Warmii i Mazur, a którymi bez wątpienia są – niezwykle malowniczo ukszałtowane jeziora, przepiękna, nieskażona cywilizacją przyroda oraz ceglana, związana ze średniowieczną, krzyżacką historią – architektura.

Krzysztof Iwin
Na wystawie znalazły się prace 12 uczestników pleneru, była więc to prezentacja bardzo przekrojowa, bowiem została stworzona przez malarzy w różnym wieku, tworzących w odmiennych stylistykach, a - co najmniej codzienne i wyjątkowe – reprezentujących kilka najważniejszych akademickich środowisk twórczych Polski, Ukrainy, Białorusi i Czech. Wśród polskich artystów należy wspomnieć, tworzącego w metaloplastyce, a związanego z Akademią Sztuk Pięknych we Wrocławiu, profesora Stanisława Gnacka ; artystę uwieczniającego zabytki Dolnego Śląska oraz metafizyczny „Inny Świat” - Janusza Łozowskiego, jak też niezwykłą poznańską pejzażystkę – Lidię Olszynę-Mikołajczak. Najbliżej związanym z naszym regionem, bo pochodzącym z (właśnie!) Ostródy, aktualnie tworzącym i zamieszkującym Gdańsk był Krzysztof Iwin, twórca średniego (wiekowo) pokolenia, którego obraz „Zielona noc”, przedstawiający postać dziecka „dźwigającego” na swojej głowie dwie wieże ostródzkiego kościoła ewangelickiego, cieszył się ogromną popularnością. Piękno Krainy Tysiąca Jezior uwieczniali także artyści z Ukrainy: Uzbekistańczyk - Lenur Veliliaev oraz dwie niezwykle utalentowane pejzażystki młodego pokolenia - Oksana Svizhak, wykładająca na Akademii Sztuk Pięknych w Kijowie, oraz Nataliya Skrynnyk, której malarstwo uchwyciło szaro-mglisty, poetyczny klimat naszego regionu. Praca pierwszej z nich, tak bogata kolorystycznie, że siadały na niej motyle (a prezentowana poniżej) wzbogaciła zbiory Muzeum w Ostródzie. Pięknie wspominam tę piękną wystawę.
fot. i tekst: at

Oksana Svizhak



 Nataliya Skrynnyk
Natalia Shapovalova








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie