Przejdź do głównej zawartości

Wodny lans w gablocie



Nieczęsta jest promocja zbiorów i działań jednego działu biblioteki w innym. Bo kto – jeśli już promuje – nie wolałby rozpowszechniać  tego, co własne?… Jednak w olsztyńskiej Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej wszystko jest możliwe: bibliotekarze działają ramię w ramię ku dobru wspólnej sprawy, dzielą demokratycznie przestrzeń i tworzą wspólnie nowe mini projekty! Jednym słowem kooperacja Wypożyczalni i Pracowni Regionalnej WBP po raz kolejny przyniosła owoce. A żeby nie było aż tak różowo… i robotniczo, trzeba dorzucić trochę konkretów: po pierwsze na początku były gabloty. Nie, żeby dział wzbogacił się o jakieś odlotowe bryki, he he, czyli inaczej mówiąc luksusowe samochody w liczbie dwóch - dla dwojga przodowników miesiąca we wprowadzaniu rekordów. Po prostu niedawno zostały zakupione dwie szklane gabloty, w których można zaprezentować dosłownie wszystko – i to z każdej strony. Tego typu „mebel” najczęściej bywał przeznaczany do ekspozycji książek lub innych przedmiotów trójwymiarowych - figurek czy jakichś pamiątek. Ale jak zaprezentować w czymś takim biedne, pomijane przez wszystkich, zapomniane, skromne, wytwornie szczupłe oraz giętkie dżs-y? Bieda. A jednak trzeba: u podłoża całej koncepcji była teza, aby w miejscu, gdzie jest wielu czytelników (którzy nie pamiętają o Pracowni Regionalnej), promować książki o Warmii i Mazurach oraz dżs-y – wszystko sprytnie połączone tematem. Plus jeszcze jakiś gadżet, żeby było weselej i jeszcze bardziej regionalnie. W końcu takie osobliwości, jak pazurek regionalnego jeża, czy chorągiewka z dachu regionalnego domu – oczywiście gdyby zbiór dżs-ów miał bardziej zróżnicowany sposób przechowywania niż tradycyjny – można by również w Pracowni przechowywać, prawda?
Jako temat pierwszej wystawki wybraliśmy „Żeglarstwo”: bardzo na czasie, bardzo warmińsko- mazurski i bardzo optymistyczny (nawet przy obecnej pogodzie). I oto są: książki dla wszystkich miłośników przemieszczania się po jeziorach i pocztówki oraz innego typu dżs-owa ikonografia dla stęsknionych jeziornych widoków wodniaków, zmuszonych do przebywania w mieście. Plus sprytne gadżety, które w każdym obserwatorze wzbudzą niewątpliwie pytanie: czy to już łódź, czy jeszcze słowo… 
Aby obserwować efekt opisanej powyżej koncepcji, zapraszamy do Wypożyczalni Naukowej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. A wyjątkowo zainteresowanych tematem – piętro wyżej do Pracowni Regionalnej i Informatorium. Składamy też solenną obietnicę, że wystawa będzie cyklicznie zmieniana, a przy każdym jej temacie można będzie popłynąć wyobraźnią dzięki łódkom naszych książek i druków ulotnych.  
Ahoj, regionie! Przybywamy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie