Przejdź do głównej zawartości

Irys w bibliotece



Czy ktoś z braci bibliotekarskiej lub zainteresowanych sprawami biblio- i czyt- miał szansę kiedykolwiek usłyszeć któryś z mini wykładów z vloga Ogród Perfum Agaty na YT? Jeśli nikt z czytających ten tekst, lub prawie nikt, to… nic dziwnego. Ogród to miejsce dla pasjonatów zapachów rozmaitych wód i perfum, a prowadzi go pani Agata Wasilenko, która – jak sama opisała w metryczce vloga – lubi opowiadać „o perfumach, ogrodzie i książkach”. Czyni to z niesłychaną swobodą oraz miłą naturalnością (tak odmienną od wielu przesadnie wykreowanych kanałów na YT), a do tego jest autentyczną ekspertką perfumiarską. Napisała trzy książki na ten temat, a jej pogadanki rzeczywiście ciekawią i… uczą.
W jednym z „odcinków” na temat Infusion d’Iris Prady pojawiła się fraza elektryzująca chyba każdego pracownika bibliotek publicznych: „irys [jako składnik zapachowy] pachnie bibliotekarsko”. Do tego pod filmem, w jednym z komentarzy – padły potwierdzające słowa: „zapach bardzo >bibliotekarski<, czyli irys od Yardley. Pomaga się skupić, pasuje do otoczenia bibliotek i muzeów”. Niewiarygodne! Biblioteki według znawców kojarzą się z zapachem irysa! Wasilenko w swoim odcinku wyjaśnia te konotacje, dodając jeszcze, że ogólnie styl Prady nawet bywa zwany „bibliotekarskim” (czyli stosownym, powściągliwym, odpowiednim na każdą oficjalną okazję). Sam Iris określa jako zapach retro. Trochę kojarzący się ze stylem naszych prababek, choć jednocześnie zadziwiająco nowoczesny i z charakterem. Zastanówmy się zatem, jak ciągle jeszcze ludzie odbierają biblioteki oraz może pobawmy się motywem „zapach biblioteki”…

Zmysł węchu jest bardzo ważny, a chyba najmniej doceniany spośród ludzkich zmysłów. Odpowiedni zapach pobudza nawet najstarsze, czasem nieświadome wspomnienia, poruszając najgłębsze obszary mózgu. Woń więc pobudza, przygnębia, zasmuca, rozwesela, uspokaja, usypia. I oto nawet biblioteki mają swój udział we wszechświecie zapachów! Z opisanego wyżej filmu wynika, że wielowiekowy pogląd o bibliotekach jako miejscu szacownym, pełnym skupienia, spokoju, wyciszenia, stosowności, nie zginął. I choć może nie wszyscy są zachwyceni ową trwałością stereotypu statyczności bibliotek, trzeba docenić wszystkie plusy takich skojarzeń. Są z nimi powiązane szacunek, wiarygodność, mądrość i przede wszystkim stałość. To, co lekkie, zabawne i rozrywkowe, przemija, choć potrzeba zabawy w człowieku oczywiście będzie wieczna – to, co pełne wiedzy i autorytetu, jako konieczne, jest wieczne.
Co do zapachu biblioteki, na pewno zależy on od funkcjonalności konkretnych pomieszczeń: w miejscach otwartych to ludzie najczęściej wnoszą swoje – rozmaite – zapachy. Jednak im bardziej w głąb budynku, tym bardziej dominuje woń samej biblioteki. Myślę, że zwłaszcza pracownicy starych bibliotek lub magazynów z dawniejszymi woluminami na pewno zgodzą się, że biblioteki pachną specyficznie. Trochę papierem (a każdy gatunek pachnie trochę inaczej, choć podobnie), trochę kurzem, który jest w takich, nawet w najlepiej sprzątanych miejscach, nieunikniony, a trochę słodkawo. Spokojny, znany od wieków zapach kart i druku. Bardzo uspokajający. I chyba wielu ludzi go lubi – tak jak niemal wszyscy po zakupie nowej książki ją otwiera i wącha
A na koniec, dla zachęconych, możliwość posłuchania samej ekspertki perfumiarskiej, która opowiada o tak wyrafinowanym i z górnej półki skojarzeniu dotyczącym bibliotek jak Infusion d’Iris: https://www.youtube.com/watch?v=ViB1UzuUXKU

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie