Przejdź do głównej zawartości

Co czyta bibliotekarz na wakacjach?

Kto powiedział, że po skończeniu szkoły i podjęciu swojej pierwszej pracy nie wypada sięgać po książki dla dzieci i młodzieży? Dookoła słyszę, jak to w gronie bibliotekarzy poleca się szwedzkie horrory, dyskutuje nad ambitną Jelinek albo wpisuje na czytelnicze must have polskich laureatów nagrody Nike. A co ze szczerym zachwytem nad pięknie ilustrowaną książką dla najmłodszych? Wiem, wiem. Powiecie, że jako rodzice macie przesyt naiwnych historyjek o królikach i misiach. Ale wiem też, że jeśli w czasie wakacji nie mam ochoty, by literatura, nawet bardzo ważna i dobrze napisana, targała mną wewnętrznie i niepokoiła, wówczas nie jestem zdana na miałką książkę dla dorosłych. Szukając odprężenia nie muszę czytać słabych romansów, albo setnej wersji "Domu nad rozlewiskiem". Mogę wybrać doskonale napisaną powieść dla młodszych, która, choć dotyczy problemów innej generacji, trzyma wysoki poziom i nie rozczaruje mnie. Dlatego, jako zdeklarowana miłośniczka książek dla dzieci i młodzieży, zamierzam polecić Wam od czasu do czasu przyjemną lekturę z regionalnym wątkiem. Dzisiaj: Wiesław Chrostek, Tajemnice Czarnej Wdowy, Warszawa 2009, Wydawnictwo Telbit.
 

Nastoletni Tomek ułożył swój plan na wakacje − wypad do Ełku, „wolna chata” u jednego z kolegów. Tymczasem ojciec zaproponował pobyt pod jednym namiotem, gdzieś za stodołą na polu pełnym krowich placków w środku Puszczy Piskiej. Pojedzie, żeby nie robić „staruszkowi’ przykrości. Dla zapracowanego ojca ten wyjazd jest ważny. W stolicy żyje się tak szybko, a on nie chce stracić kontaktu z dorastającym synem. W Tajemnicach… jak na kryminał przystało jest zagadka, złoczyńcy i bohaterskie czyny. Ale przede wszystkim to mądra i pełna humoru książka o szacunku, solidarności i męskiej przyjaźni. Świetna.



Anita

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie