Przejdź do głównej zawartości

Zatorze też morze

Fot. M. Ostrowski

 Zatorze. Dla jednych najgęściej zaludniona dzielnica Olsztyna owiana nie najlepszą sławą (tak, tak – wciąż dobrze się tu mają takie określenia jak ,,mordownia’’, ,,melina mafii’ czy po prostu ,,patologia’’, a ci bardziej przewrażliwieni niechętnie wychodzą z domu po zmierzchu, bojąc się o swoje życie), dla drugich - co nie jest znowu aż tak bezzasadne – uosobienie chodnikowego koszmaru, zaś dla trzecich – miejsce legitymujące się historyczną wyjątkowością i godną do pozazdroszczenia, zwłaszcza wychowanym tu osobom (,,kto nie wychował się na Zatorzu, ten nie zna życia’’ – słyszy się od czasu do czasu), atmosferą.

Z perspektywy osoby mieszkającej tu od niedawna, osoby, która z lubością oddaje się poznawaniu jej zakamarków, stwierdzam, że najbardziej urzekającym zjawiskiem jest istne pomieszanie stylów architektonicznych, sacrum, w którego centrum, niczym najjaśniejsza z pochodni, pręży się dumnie Kościół Świętego Józefa, z profanum, uosabianym przez szarość większości budynków, straszące pustostany oraz doświadczenia ludzi tu mieszkających, którym zdaje się, że niewiele jest już ich w stanie zdziwić. Nawet najdłuższy, najbardziej wymagający kondycyjnie spacer nie jest w stanie odkryć przed interesantem całego swego bogactwa.

Najbardziej lubianym przeze mnie obiektem, wywołującym niejako automatycznie pewnego rodzaju czułość, jest wiadukt, który łączy Zatorze ze Śródmieściem. Okazuje się, że posłużył on jakiemuś zbuntowanemu i zapewne znudzonemu miałkością swojego życia artyście za miejsce ekspresji. ,,Zatorze też morze’’- głosi pokaźnych rozmiarów napis. Na pierwszy rzut oka dysortograficzny napis, budzący w pierwszej chwili pobłażliwy śmiech, po dłuższym zastanowieniu zaczyna epatować Mickiewiczowską aurą, rodem z Sonetów krymskich (któż nie zna przynajmniej dwóch początkowych wersów Stepów akermańskich?). Jaki kryje się w tym sens? Zapewne każdy zinterpretuje go inaczej. Dla mnie na przykład znaczy to tyle, co morze osobliwości i obfitości. Jedno jest jednak pewne: żadna z dzielnic Olsztyna nie łączy z taką mocą tego, co tajemnicze i groźne, z eklektycznym, niewypowiedzianym artyzmem.

O magnetyzującej atmosferze jednej z najstarszych dzielnic Olsztyna przeczytacie w wydanej w 2016 roku zbiorowej publikacji ,,Zatorze – magiczna dzielnica Olsztyna”. Zachęcam również do zapoznania się z – nie mniej ciekawym od samego Zatorza – albumem fotograficznym z pracami Łukasza Pepola. Obie pozycje dostępne w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Olsztynie.

Fot. M. Ostrowski

Michał

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie