Przejdź do głównej zawartości

Bądź asem w kuchni - gotuj z ASEM!


Kto ma ochotę na chłodnik ogórkowy, risotto z groszkiem i kalafiorem, białe ryby smażone z ziemniaczkami, a na deser knedelki z parzonego ciasta z konfiturami? A może budyń z grzybków, omlety z szynką, kurczęta w śmietanie z makaronem i bomba z melona? Wegetarianizm? Proszę bardzo. Proponujemy chłodnik owocowy z grzaneczkami, ragout z ogórków i pomidorów, kotlety jarzynowe w sosie pomidorowym i knedelki z wiśniami. Dieta bez laktozy? Weganizm? Frutarianizm? No cóż, niestety – jako że przed wojną takie rzeczy jeszcze się nie śniły – tych opcji nie przewidziano. Nie możemy też podać tabel kalorycznych przedstawianych potraw, wszak jedzenie po prostu ma odżywiać. Ale co do smaku – zapewniony! I to na każdy dzień roku. A gwarantuje „As”, przedwojenny tygodnik dla modnych Polek.
W WMBC udostępniliśmy kilkadziesiąt numerów „Asa” z lat 1936 i 1937, gdyż te właśnie zachowały się w zbiorach WBP. Tygodnik ten, mimo iż był wydawany w latach 30. XX wieku, nadal pozostaje czasopismem, które może ciekawić, gdyż w odświeżonej wersji i dziś świetnie funkcjonowałby na naszym rynku. Albo inaczej mówiąc, wiele dzisiejszych pism lifestylowych „dla kobiet” zbudowana jest na tym samym uniwersalnym formacie: garść nowinek z kraju i świata, jakaś prezentacja zagranicznych osobliwości, kilka ciekawostek z życia gwiazd, tu i ówdzie jakiś konkurs lub ankieta, trochę mody, robótek ręcznych i przepisów kulinarnych, a na okrasę piękne zdjęcia i ilustracje. To wszystko co tydzień za 40 groszy. Ale dziś skupmy się na gotowaniu.
W każdym numerze „Asa” na s. 30 w rubryce pod nazwą „7 dni dobrej gospodyni” przedstawiano rozpisane na dwa najważniejsze posiłki, czyli obiad i kolację, menu według ówczesnego fasonu. Obok zaś kilka wybranych przepisów tygodnia, przy czym proporcje obliczano na 3-4 osoby. Jeśli przyjrzeć się kolejnym tygodniowym propozycjom kulinarnym, można je podsumować jako kuchnię „miejską”, dla ludzi ze sfer przynajmniej średnich i wyższych. Analizując możliwą ówczesną cenę składników polecanych potraw, można przypuszczać, że nie każdy mógłby sobie wówczas na to pozwolić. Obecnie wiele z prezentowanych dań nazwalibyśmy wykwintnymi, gdyż bazowały na dziczyźnie (potrawka z kurcząt z rakami, zając w auszpiku, sarna z kompotem brusznicowym [borówkowym] i makaronem, galantyna z kuropatw, pasztet sarni). Niestety weganie niewiele mieliby z tego wszystkiego do wyboru – może poza kandyzowanymi owocami i oczywiście kompotem, a i wegetarianie częstokroć wstawaliby od stołu na wpół głodni – to była kuchnia dla czystej krwi mięsożerców. Proponowane dania bowiem oparte były przede wszystkim na mięsie, warzywa zaś najczęściej pojawiały się albo w przystawce albo jako dodatek smakowy, okrasa podbijająca smak mięsnego dania głównego. Wśród składników potraw bardzo często pojawiały się podroby: nerki, płucka, wątróbka – i to jako podstawa zarówno zup, jak i przystawe, czy dań kolacyjnych. Część propozycji „Asa” wydałoby się dziś raczej osobliwych: zupa wątrobiana, ryjek wieprzowy z chrzanem, czernina z zająca, budyń z bułek z szodonem (słodki sos jajeczny), consommef z móżdżku, pieczone gołębie, płatki z szynką… Jednak większość potraw jest do dzisiaj znana i kochana: zupa ogórkowa z ziemniaczkami, śledzie marynowane z ziemniakami w mundurkach, omlet z pieczarkami, ruskie pierożki ze śmietaną. Potrawy były bogate treściowo, sycące, pełne składników odżywczych, z pewnością smaczne i dość uniwersalne pod względem upodobań. Dziś raczej zalecano by je w diecie wzmacniającej, gdyż nie żałowano w nich słoniny, masła, cukru, śmietany, zasmażki. Nie miało to nic wspólnego z dietą, trzymaniem linii i współczesnym byciem fit, choć zapewne modnisie miejskie dbały o figurę (a kobietom „z niższych warstw” owo dbanie wychodziło samoistnie dzięki ciężkiej fizycznej pracy). Lektura menu wzbudza refleksję, ile czasu trzeba było spędzić w kuchni, aby te tradycyjne i wieloskładnikowe potrawy przygotować... Choć oczywiście wówczas u warstw zamożniejszych zajmowała się tym służba.
Każdy zestaw obiadowy składał się zazwyczaj z 4 części: zupy, przystawki, dania głównego i deseru, np.: rosół z lanym ciastem – sztuka mięsa zapiekana w beszamelu z ziemniaczkami, pieczeń nerkowa z krokietkami z ryżu – kompot mieszany. Co ciekawe, są to dania – według dzisiejszych standardów – przyprawiane w sposób mało urozmaicony, poza koperkiem, pietruszką, solą i pieprzem, nie pojawiła się w ich recepturach właściwie żadna z przypraw. Podczas gotowania używało się jednak do podbijania smaku alkoholu. Niektóre z potraw stanowiły odwołania do kuchni innych narodów – Węgier, Włoch, Francji, czy nawet Turcji, ale nieobecność przypraw czyniła z nich raczej wersje a la. W każdy piątek zgodnie z tradycją w proponowanym zestawie obiadowym pojawiała się ryba w przeróżnej postaci – w galarecie, sosie, z rusztu (najczęściej szczupak). Ani razu nie zaproponowano ryby smażonej. Większość zup „Asa” funkcjonuje do dziś w wielu polskich kuchniach: kalafiorowa, rosół, ziemniaczana, krupnik, barszcz, chłodnik litewski, choć co do zupy ragout czy rakowej prawdopodobnie wielu zastanowiłoby się nad jej przyrządzeniem (z różnych przyczyn). Lektura zestawu deserów podsuwa myśl, iż w zestawach „Asa” pojawiło się zadziwiająco mało tak dziś popularnych ciast. Na deser proponuje się raczej owoce z dodatkami (gruszki w kremie, jabłka pod pianką, sałatka z owoców), ciastka (ptysie z bitą śmietaną, kremówki), słodkie dania, które obecnie uznaje się za raczej obiadowe (pierożki z wiśniami, naleśniki z serem, buchty z konfiturami) lub takie klasyki, jak budyń czekoladowy. Ciasta „Asa” to właściwie wyłącznie tort orzechowy, kruchy placek z morelami i strudel – z serem lub z jabłkami. Strudel z jabłkami i w ogóle jabłka w różnych postaciach pojawiają się wśród propozycji natomiast bardzo często, ale nieobecność serników i choćby cudów z ciasta francuskiego trochę zaskakuje, żeby nie powiedzieć rozczarowuje ;).
Proponowane kolacje bywały w stosunku do zestawów obiadowych stosunkowo skromne, choć nadal pełnowartościowe odżywczo (gołąbki z kapusty, knedelki śliwkowe, rydze duszone chlebem z masłem, bukiet jarzynowy z chlebem i serem, risotto na podróbkach z gęsi, potrawka z jaj i szynki z sałatą, szpinak z jajami, ziemniaki z kwaśnym mlekiem, ryż z groszkiem). Jak widać, spora część z nich bywała jarska.
Niestety w zasobach posiadanych przez WBP nie zachowały się numery wiosenne „Asa”, ale i tak w proponowanych menu można dostrzec gastronomiczną zmianę pór roku i sezonowość dań: latem potrawy zawierają więcej owoców i nabiału, są chłodzące, wraz z nastaniem jesieni i zimy pojawia się więcej mięsa i zawiesistych sosów.
A na końcu, jak to się obecnie mówi, challenge! Dla odważnych tydzień gotowania według menu sprzed 84 lat!

PONIEDZIAŁEK
Grochówka na wędzonce z grzankami. Budyń szpinakowy. Rostbef po angielsku z w garniturze z jarzyn. Kompot z ostrężyn (jeżyn) z kruchymi ciastkami
Kolacja: Jaja w sosie chrzanowym
WTOREK
Kapuśniaczek w śmietanie. Wędzonka z puree grochowym. Zraziki cielęce w sosie pomidorowym z ryżem. Kompot z gruszek z wanilią
Kolacja: Rydze duszone z ziemniaczkami
ŚRODA
Zupa kalafiorowa z grzankami. Pasztet z grzybów. Kaczka nadziewana jabłkami z kaszą częstochowską. Strudel tyrolski.
Kolacja: Parówki z chrzanem
CZWARTEK
Zupa jabłczana z ziemniaczkiem. Kotlety z włoskiej kapusty w cieście. Zrazy sarnie lub jelenie w sosie brusznicowym z makaronem. Kruche torciki konfiturą. Budyń czekoladowy.
Kolacja: Risotto z szynką lub z groszkiem.
PIĄTEK
Grzybówka z płatkami. Omlety ze szpinakiem. Karp po gopodarsku z tartymi ziemniakami i sałatą. Placek drożdżowy z jabłkami.
Kolacja: Ryby bałtyckie wędzone.
SOBOTA
Krupnik z drobiu. Brukselka z masłem i bułeczką. Kura z rosołu z sosem chrzanowym z jajami. Kompot mieszany.
Kolacja: Kasza hreczana z kefirem.
NIEDZIELA
Rosół z groszkiem ptysiowym. Sztuka mięsa zapiekana w sosie musztardowym. Szynka cielęca pieczona w cieście z sałatką z pomidorów i papryki. Suflet z jabłek.
Kolacja: Zimna szynka cielęca z sałatą ziemniaczana ze śledziem.

Powodzenia!

A oto link do wszystkich numerów „Asa” w WMBC

PS. Bardzo ciekawy wydaje przepis na musztardę pomidorową (1937, nr 37, s. 30).
PS 2. Jeśli ktoś wraca do zdrowia, „As” proponuje omlet z kalafiorem jako danie wzmacniające ozdrowieńców.


AR

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie