Przejdź do głównej zawartości

Smętek


Kłobuk Piskun pomachał nieuważnie skrzydłem nad łbem zwiniętego w kłębek rysia leżącego na  wyściełanym kocem pniu i spojrzał bystro na rosłą postać zbliżającego się ku swemu domowi Smętka. „Oho – pomyślał. - Ptaszki śpiewają, zawilce radośnie ku słońcu wyglądają, na śniadanie jajka były, a Smętek kroczy wśród tych cudowności jak chmura gradowa. Zupełnie jak dawniej – aż przyjemnie popatrzeć”. A kiedy bożyc stanął obok niego, pokłonił się głęboko.
- I jak tam, luby Piskunie, jak dziś mój kochaneczek?
- Bez zmian, Wielmożny Panie – odpowiedział kłobuk z szacunkiem. - Pochlipał wody, zjadł mięsko, co to wczoraj dostawa od ludzi była razem z tym nowym kocykiem, ale się nie bawił, tylko tak leży. Raz łapą machnął, jak mucha przeleciała. 
- Łapą machnął! - ucieszył się Smętek. - Może jeszcze dobrze będzie. Taka bieda, taka bieda. Ja wiedziałem, że tak będzie. Jakoś mnie takie złe przeczucia nachodziły i smutek ogarniał, jak nigdy…
Kłobuk w tym momencie jakby chrząknął znacząco, ale jednak się opanował.
- A przecież wiosna idzie, ludzi teraz jakoś mało, nie wiedzieć dlaczego. A ci, co chodzą, tacy pokorni, aż dziw bierze. Osobno się trzymają. Sami na widok kogokolwiek uciekają, więc nie trzeba maski pokracznej nakładać, wilków wzywać, czy innych cyrków robić, żeby to to pogonić. - Bożyc się wyraźnie rozkręcał. - Tych ich quadów czy innych kombajnów nie widać. Zwierzęta mi w pary się spokojnie układają… I rysiaczek kochanek mógłby rodzinę założyć…

Zakończone pędzlem ucho drgnęło.
- Wielmożny Panie – Piskun z szacunkiem podjął temat. - Ten weterynarz ludzki, co go trzy tygodnie temu mara nam sprowadziła, mówił…
Smętek poczerwieniał na twarzy:
- Ten konował?! Co to za lekarz, co mdleje na widok pacjenta?! A potem plótł trzy po trzy jakieś banialuki, że może badania, laboratoria, antybiotyki! Już ja znam tę ich naukę!!!! Pamiętasz nasze szeptuchy? Taka to tylko okiem rzuciła, sznurek zawiązała, ziele kazała wypić i...
- Ależ Wielmożny Panie, zacny kur Czarnopiór, wiodący stada kłobuków miejskich Olsztyn-Wschód, sam polecił tego człeka! Uczony i nie raz dogadywał się z różnymi z naszych plemion. Ludzie go też szanują. Uniwersytety ukończył. Wiele zwierząt wyleczył. W gabinecie ma jeża, któremu kuruje chromą nóżkę.
- Może to i porządny człowiek, ale na rysiach się nie zna. Popatrz tylko na mojego Pędzelka!
Kłobuk posłusznie zwrócił koraliki oczu na wielkiego kota i rozłożył skrzydła – ryś rzeczywiście wyglądał niepokojąco. Wąsy obwisłe. Pędzle na boki. I jakkolwiek nie był wychudły, czy zmierzwiony, od pewnego czasu całe dni spędzał na leżeniu. A jak widział swojego ukochanego pana, to nie skakał i nie ocierał się na powitanie jak zawsze, tylko patrzył melancholijnie. Ewidentnie coś się stało.
- Może się zakochał? - spróbował nieśmiało Piskun.
- Do pioruna! Koci psycholog się znalazł!!! – Smętek, jak to on, natychmiast się rozsierdził, ale tym razem przesadził. A kiedy zrozumiał, co powiedział i zatkał sobie usta, już było za późno.
Trzasnęło-błysnęło i z czystego marcowego nieba nagle na spokojną buro-zieloną polanę lasu spadł złoty słup ognia. Kłobuk pisnął i błyskawicznie smyknął pod zwisający koc.
- Czemu znów mnie wzywasz nadaremno, dzieciaku? - bóg Perun we własnej osobie zaburczał strzelając iskrami spośród ognia.
- Oj tam, wuju, nadaremno, nie nadaremno. Kłopot mam i taki jakiś jestem zdenerwowany.
- Ludzie coś znowu nawywijali?
- Nie, rysiek mi choruje. Zobacz, jak niebożątko leży. A ten gałgan kłobucki opowiada mi jakieś androny, zamiast wachlować biedaka i nie rezonować.
Perun spojrzał nieruchomym wzrokiem na swego krewniaka, którego zawsze zresztą uważał za specyficznego, i zniknął bez słowa.
Smętek wzruszył ramionami.
- Taki mój los, wszystko się zmienia, a mi nawet zakląć nie można. Zawsze tak miałem, po prostu jak wspomnę dzieciństwo, to mnie coś ogarnia. - Bożyc wyciągnął spod koca nastroszonego kłobuka. - Stała łączność pioruńska. Coś mi się kiedyś czasem tam wyrwało i od razu: „a dlaczego?!”, „a po co?”, „zarobiony jestem”, „burza nie skończona czeka”… A ja może się stęskniłem i z własną rodziną pogadać chciałem, nie?!
Piskun z wytrzeszczonymi oczami zdołał tylko pokiwać głową.
- Mileńki – Smętek wyciągnął z sakwy przytroczonej do pasa podejrzany pakunek i podetknął pod nos rysiowi – a może zjesz rybkę? Świeżutka. Jakiś wędkarz psiajucha, jak mnie zobaczył, krzyknął: „Tylko z dala!” i zwiał, aż się kurzyło. Z dala, z dala, a ryby to lubi z bliska?! A niech go… - i w odpowiednim momencie przerwał.
Ryś odwrócił niechętnie pyszczek. Smętek zaczął z troską gładzić złocisty łeb.
- No powiedz, Pędzelku, co ci jest? Czemu nic ci się nie podoba i taki smutny jesteś? Co się stało?
Ryś nagle podniósł głowę, popatrzył na bożyca skośnymi żółtymi ślipkami i prychnął:
- Co się stało?! Obrażony jestem! Miesiąc temu był Dzień Kota, a ja nawet piłeczki nie dostałem!!!



AR


Powyższy tekst jest literackim komentarzem do jednej z tablic składających się na wystawę „Demony – Duchy”. Optymistyczne plany zakładają, iż wszystkie z wymienionych istot doczekają się swojego tekstu – a jak będzie, czas pokaże.

Wszystkie tablice obejrzeć można na stronie WBP.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie