Przejdź do głównej zawartości

Warmia à la Provence


W życiu nie jadłam ciastek lawendowych. Nie pamiętam też, żeby w moim domu, albo u sąsiadów jadało się takie rarytaski, choć lawenda rosła w ogrodzie, a i owszem. Tymczasem, coraz częściej spotykam w książkach i gazetach zdjęcia lawendowych pól, uroczych bukiecików tuż obok relaksującego mydełka, świeczki czy puzderka z potpourri. Wszystko to wystylizowane à la Provence, tyle, że przypisywane tradycji warmińskiej. Lawenda wyrasta na naszych oczach na gwiazdę regionu. Co więcej, trafiła nawet do przewodnika o Polsce przygotowanego dla obcokrajowców jako jeden z kilku symboli Warmii (obok turystyki rowerowej, spływów kajakowych i kwaśnych jabłek). Jak widać, idzie nowe. 

Jako zdeklarowany miłośnik kruchych wypieków postanowiłam zatem nadrobić zaległości w regionalnych trendach cukierniczych. Trochę z łakomstwa, a trochę z ciekawości, czy rzeczywiście smak jest, a jeśli jest to czy nie nazbyt intensywny. Bo jakoś od samego początku nie mogłam wyzbyć się przeświadczenia, że jednak lawenda w jedzeniu to nie jest dobry pomysł. Zapach do szafy czy odświeżacz do toalet to oczywiste, ale słodycze?

Zebrałam się w sobie do działania niedługo po tym, jak koleżanka z Pracowni Regionalnej zrobiła w bibliotece wystawę o lawendzie na Warmii. Naturalnie przestudiowała temat i nazbierała przepisów, w tym na warmińskie ciasteczka lawendowe. Jeden wzięłam na kuchenny warsztat:

 

Składniki:

210 g masła

3/4 szklanki cukru pudru

1 żółtko

szczypta soli

1 łyżka suszonych kwiatków lawendy (lub 2 łyżki świeżych)

otarta skórka z cytryny lub 1 łyżka soku z cytryny

1,5 szklanki mąki pszennej

3 łyżki mąki ziemniaczanej

 

Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Składniki połączyć i szybko zagnieść ręcznie lub wyrobić w malakserze. Z ciasta uformować kulę i owinąć ją szczelnie folią spożywczą. Włożyć do lodówki na 2 godziny. Schłodzone ciasto wyjąć, rozwałkować i wykrawać ciasteczka. Ułożyć na blaszce zostawiając odległość pomiędzy ciastkami. Piec około 12 - 14 minut w temperaturze 170ºC. Studzić na kratce.

 

Rzadko kiedy nie modyfikuję przepisu. Tym razem świadomie nie użyłam cukru pudru w ilości ¾ szklanki. Po pierwsze dlatego, że od dawna nie używam już białego cukru rafinowanego. Zamieniam go, gdy mogę, na trzcinowy nierafinowany lub lepiej na miód. A po drugie, taka ilość cukru naprawdę nie jest potrzebna żeby uzyskać przyjemnie słodkie słodycze. Wsypałam więc pół szklanki, choć śmiało można było dać mniej.

 

Trochę mnie niepokoił słomiany zapach surowego ciasta. Nie był kuszący. Za to z piekarnika po włożeniu ciastek wydobywał się już prawdziwy aromat lawendy. Nie za mocny, ale wyczuwalny. Ciastka natomiast okazały się bardzo dobre, o czym zaświadczyła najbliższa mi brać bibliotekarska.

 

Jak wyglądały ciastka – zobaczycie na filmiku, a o tym, że o lawendzie naprawdę się mówi na Warmii i Mazurach przekonacie się po odczytaniu qrkodu z załączonego wyżej plakatu.

Anita

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie