Przejdź do głównej zawartości

Mega Mikrob i inni naukowcy nocą


Wszystko fot.: Anna Rau
Tuż, tuż za nami Noc Naukowców (30 września). Tyle się działo i było tak fajnie – jak to mówi młode pokolenie (a może już inaczej mówi) – że aż trzeba to opisać. Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie również miała w tym swój udział, lecz stanowiąc niejako forpocztę wydarzenia autentycznie wieczornego. W owym dniu od rana odbywały się zajęcia w Muzotece, w Pracowni Starych Technik Drukarskich oraz przy znanym i kochanym skanerze Hallu! Dziękujemy wszystkim gościom: mniejszym i większym, a przede wszystkim ciekawym, czy nauka również ma swoje miejsce w bibliotece. Bo wszyscy wiedzą, że w bibliotece można się uczyć, ale czy można tu znaleźć prawdziwego naukowca? Mamy nadzieję, że ta ciekawość została zaspokojona.
Popołudniu za to wszystko się zaczęło – bogato, głośno i tłocznie – gdzie indziej, czyli na uczelniach wyższych. Nasza delegacja akurat udała się do Olsztyńskiej Szkoły Wyższej im. J. Rusieckiego (choć podobna impreza odbywała się też na Uniwersytecie w Kortowie). Dzieci wraz z licznymi zainteresowanymi dorosłymi (wcale nie do towarzystwa) niezwykle licznie odwiedzili teren wyłącznie dla naukowców. I dobrze zrobili, bo można tam było nie tylko zadziwić się i czegoś nauczyć, ale też dobrze zabawić. Z licznych warsztatów bardzo zapadało w pamięć miejsce hydrologiczno-ichtiologiczne, gdzie można było dotknąć ryby! Tak, DOTKNĄĆ żywej ryby – niezwykłe, prawda? Prócz tego zorganizowano pokaz mikroskopowy słynnych i groźnych sinic. Obok rozmieściło się prawdziwe ptasie informatorium, czyli teren  przygotowany przez Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich w Bukwałdzie. Tam wszystko było w ptaki - nawet poduszki. Noc Naukowców sprytnie wykorzystało olsztyńskie Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt, organizując warsztaty z budowania kocich i psich domków. Młotki było słychać w całej okolicy! W budynku samej uczelni ciekawscy mogli wypróbować swoje talenty detektywistyczne w pracy z narzędziami daktyloskopijnymi, zapoznać się ze zwierzętami ciężko pracującymi w laboratoriach, obejrzeć same laboratoria, czy posłuchać prawdziwego wykładu połączonego z pokazem chemicznym. Na zewnątrz było wiele stoisk, przy których widzowie mogli m.in. podziwiać wyrób mydła, dowiedzieć się, do czego może posłużyć człowiekowi śluz ślimaka (choć gotowanie tych małych biedaków i degustacja było smutne [prywatne zdanie korespondenta]), czy po prostu zrobić sobie błyskawiczne zdjęcie. Imponującą inwencją wykazały się Lasy Państwowe – Nadleśnictwo Olsztynek, które w swoim busie edukacyjnym w niezwykle zróżnicowany i zabawny sposób (naturalistyczne zwierzęta-maskotki, mini ekspozycje za szkłem, wysuwane informatory) uczyły dzieci o tym, kto zamieszkuje różne obszary lasu i jakie ma tam obyczaje. Niezwykle kusząco brzmiały też zajęcia przewidziane na 22.00 – dla prawdziwych nocnych marków - „Atlas chmur”. Wszystkiemu patronował, łaskawym okiem patrolując teren Mega Mikrob – maskotka Nocy Naukowców.
Dorosły korespondent WBP świetnie się bawił, posłał Mega Mikrobowi całusa i już z utęsknieniem czeka na następny rok.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie