Przejdź do głównej zawartości

"Quo Vadis" - Narodowe Czytanie w Olsztynie

Oto zakończył się plebiscyt na najbardziej poruszającą scenę w "Quo Vadis" Henryka Sienkiewicza. Zabawa ruszyła 1 września na stronie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie, ale to podczas Narodowego Czytania oddanych zostało najwięcej głosów. Przez dwa tygodnie czytelnicy naszej biblioteki, ale także spacerowicze i turyści odwiedzający w sobotę olsztyńską starówkę dzielili się swoimi wspomnieniami na temat książki i wybierali scenę, która zapadła im w pamięci. Do wyboru daliśmy naszym czytelnikom sześć, naszych zdaniem najbardziej wyrazistych i uniwersalnych fragmentów: http://www.wbp.olsztyn.pl/quovadis/


I tu trzeba uczciwie przyznać, że rodacy czytali dzieło Sienkiewicza, choć wszystkich szczegółów często nie pamiętali. Niektórzy wprost nawiązywali do ekranizacji, bijąc się w patriotyczne piersi, że do książki oczywiście wrócą w stosownym czasie. Niemniej "Quo Vadis" sprowokowało nas wszystkich do rozmów o książkach. Spontanicznie porównywaliśmy bowiem dorobek Sienkiewicza, każdy miał swoje typy, a przy okazji rodziły się interesujące, socjologiczne obserwacje: młodzież najchętniej oddawała swój głos na ucztę u Nerona, panowie na scenę z walecznym Ursusem, zaś panie wzdychały do Winicjusza romansującego z piękną Ligią. Niektórzy żałowali, że w plebiscycie zabrakło sceny śmierci Petroniusza, jako symbolu "tego najświetniejszego" Rzymu. Dziękujemy wszystkim, którzy włączyli się do naszej zabawy, pozdrawiamy współorganizatorów olsztyńskiego Narodowego Czytania, czyli Miejską Bibliotekę Publiczną w Olsztynie, i oczywiście podajemy wynik waszych zachwytów nad najpiękniejszymi fragmentami "Quo Vadis". 


40% - Ursus walczący z bykiem w cyrku
32% - pożar Rzymu i szaleństwo Nerona
25% - spotkanie Winicjusza i Ligii w ogrodzie 
18% - rozpustna uczta w pałacu Nerona
17% - kazanie świętego Piotra do chrześcijan  
6% - wierna Eunice całująca posąg Petroniusza

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie