Przejdź do głównej zawartości

Jej wysokość marchewka


Jako się rzekło, dzisiaj „Coś smakowitego” z rodzimej marchewki. Przepisu na marchewkowe ciasto naturalnie sama nie wymyśliłam, ale za to osobiście wyhodowałam warzywa. Na całkiem prostą recepturę trafiłam w albumie o niezwykle poetyckim tytule "W koronie Mazurskiego Morza - smaki krajobrazu". Tam też wyczytałam, że placek z marchwi przywędrował na Mazury aż z Belgii przez Niemcy w latach 30-tych XX wieku. I nic dziwnego, że ludzie dzielili się przepisem. Ciasto jest łatwe, niedrogie i (nie licząc 4 łyżek cukru) całkiem zdrowe. Ma przy tym konsystencję, która świetnie się sprawdzi nie tylko w większych foremkach, ale też w zupełnie małych. Już widzę oczami wyobraźni na paterze koronę z żółciutkich muffinek z pysznym kremem cytrynowym. Ach!
Ale do rzeczy. Potrzebujemy:
0,25 kg marchwi
3 jajka
10 dkg mąki pszennej
15 dkg mąki krupczatki
0,18 dkg cukru
5 łyżek oleju
proszek do pieczenia
1 cytrynę
sól


Krok 1. Zaczynamy od starcia marchewek na małych oczkach (ja ścieram jak na placki ziemniaczane).
Krok 2. Jajka rozdzielamy na żółtka i białka. Do białek dodajemy szczyptę soli i połowę cukru. Ubijamy na sztywną pianę.
Krok 3. Żółtka trzeba utrzeć z resztą cukru na „puchaty” kogel-mogel. Dodać do nich stopniowo olej. Potem jeszcze 5 łyżek gorącej wody.
Krok 4. Skórkę z cytryny (dobrze wyszorowanej) należy zetrzeć na tarce. Jeśli marchewka nie była zbyt soczysta można dodać łyżkę lub dwie soku z cytryny. Smak ciasta będzie jeszcze lepszy.
Krok 5. Obie mąki mieszamy ze sobą i z proszkiem do pieczenia. Ja dałam tylko czubatą łyżkę (chociaż w przepisie jest całe opakowanie).
Krok 6. Teraz czas na łączenie wszystkiego ze sobą. Do żółtek z olejem dodaję marchewkę, skórkę i sok z cytryny – mieszam. Wsypuję połączone mąki z proszkiem – mieszam. Dodaję ubite białko – bardzo delikatnie łączę.
Krok 7. Gotowe ciasto należy przełożyć do formy posmarowanej olejem (tradycyjną blaszkę warto posypać dodatkowo mąką krupczatką). W przepisie podane jest, aby piec w 175 stopniach przez 35 minut. W moim piekarniku potrzebna była aż cała godzina.

Mazurką nie jestem, ale tak jak i w mazurskim domu, w moim też nic nie może się marnować. Ponieważ mam jeszcze spory zapas zeszłorocznych pietruszek (ładnie przezimowały w piasku) postanowiłam w ramach eksperymentu połączyć je z marchewkami. Smaku ciasta nie zmieniło to wcale, jednak poczucie gospodarności jest tak samo przyjemne, jak jedzenia ciasta. 

Anita



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie