Obiecałam sobie, że nigdy przenigdy nie będę bibliotekarką. (Bo to takie nudne przecież). Całą zatem podstawówkę dryfowałam od weterynarza, poprzez odkrywcę i podróżniczkę do, bliżej końca tego etapu edukacji, sławnej pisarki. (Z naciskiem na sławnej). Chwilę później trafiłam do, podobno, konserwatywnego, humanistycznego liceum, gdzie zapałałam miłością wielką (lecz nie odwzajemnioną) do języków klasycznych. Dzielnie wkuwałam deklinacje i uczyłam się czytać po grecku, powtarzając sobie w duchu, że nigdy przenigdy do biblioteki w charakterze innym niźli czytelnik. Wtedy też poczyniłam kolejną obietnicę, że nigdy przenigdy nie będę zajmować się tematyka regionalną (bo region jest piękny i zachwyca, a jeśli nie zachwyca, to jednak należy się przekonać wewnętrznie, że jest inaczej). Matura nadciągnęła jak burzowa chmura, gwałtownie i groźnie, ale zdała się nieźle. Krótki romans z filologia klasyczną zakończył się miękkim lądowaniem na polonistyce. Ostatecznie mogę przecież zostać nauczycielem. W tej pięknej iluzji dotrwałam do pierwszych praktyk w przybytkach edukacji masowej, gdzie młodzież skutecznie udowodniła mi, że jednak do nauczania brakuje mi cierpliwości. Zostałam zetem w połowie studiów, bez pomysłu co ze sobą zrobić. Zatem, a może jednak, tak dla spróbowania, bo tylko krowa nie zmienia poglądów..
Praktyka, staż i jeszcze przed obroną wypożyczałam książki w miejskiej. Ostatecznie, to nie takie złe. Momentami, nawet porywające. Niech będzie. Za lada przeszło mi pięć lat, aż poczułam potrzebę zmian, złapałam wiatr w żagle i przepłynęłam Starówkę do, a jakże, innej biblioteki. Wojewódzkiej. Gdzie zamiast za ladę, trafiłam do Pracowni Regionalnej :)
I (w chwilowo) ostatecznym rozrachunku, ten paskudny region wcale nie jest taki zły.
Praktyka, staż i jeszcze przed obroną wypożyczałam książki w miejskiej. Ostatecznie, to nie takie złe. Momentami, nawet porywające. Niech będzie. Za lada przeszło mi pięć lat, aż poczułam potrzebę zmian, złapałam wiatr w żagle i przepłynęłam Starówkę do, a jakże, innej biblioteki. Wojewódzkiej. Gdzie zamiast za ladę, trafiłam do Pracowni Regionalnej :)
I (w chwilowo) ostatecznym rozrachunku, ten paskudny region wcale nie jest taki zły.
Komentarze
Prześlij komentarz