Przejdź do głównej zawartości

To my jesteśmy miastem

  Półkowniczki-otwarta grupa twórczych kobiet-serdecznie zapraszają wszystkie istoty płci żeńskiej na kolejne spotkanie. Będziemy czytać swoje teksty i rozmawiać. Jeśli piszesz, zabierz ze sobą jeden utwór związany z tematem. Jeśli nie piszesz, przyjdź posłuchać i porozmawiać”. Tak zaczyna się opis każdego spotkania organizowanego w ramach działalności grupy, nieustannie od 2014 roku…

Wszystko zaczęło się w małej, nieistniejącej już, olsztyńskiej kawiarni Cafe L'Art de Vivre. Dotychczas spotykające się okazyjnie w ramach Olsztyńskiego Miesięcznika Literackiego, tym razem postanowiły zabrać głos razem, ale indywidualnie. Paradoks? Czytajcie dalej, a sami zobaczyć, że jest to możliwe.

Z inicjatywy Hanny Brakonieckiej i Justyny Artym wszystkie te, dla których głos kobiet w sztuce jest istotny, zebrały się przy jednym stole, by zawiązać twórczą grupę. Po kilku godzinach od tego samego stołu wstały już jako Półkowniczki. Nazwa nawiązująca do „pułkowników” – książek, których rozpowszechnianie w PRL-u zostało uniemożliwione przez cenzurę prewencyjną, wymyślona została przez Tamarę Bołdak-Janowską. I tak narodziła się inicjatywa, która przez wiele kolejnych lat poruszy tematy istotne i ważne społecznie, da przestrzeń twórczyniom z wielu dziedzin oraz pozwoli zabrać głos w każdej sprawie, która tego potrzebuje. 

W rozmowie z Michałem Małysą Justyna Artym tak opisuje spotkania: „Nie ma żadnego przymusu, niektóre dziewczyny chcą tylko posiedzieć i posłuchać. Z jednej strony każda z nas wnosi coś innego i nawzajem się inspirujemy, a z drugiej wszystkie mamy coś wspólnego – myślimy i pracujemy nad sobą, patrzymy podobnie na wiele spraw. Spotkania te trwają przeważnie 3-4 godziny i to jest to, o co nam chodziło – możliwość naładowania akumulatorów i twórczej wymiany kobiecej energii[1]A przestrzeni było wiele, m.in.: Pracownia Papapilo (gdzie tworzą Tamara BeJot i Antonii Janowski), Wydział Sztuki UWM, spacer performatywny podczas „Miasta w Drodze”, księgarnia dla dzieci „Za rogiem”, las obok Teatru Węgajty, olsztyńskie tramwaje, galeria StodołArt w Skolitach, a także na ZOOMie (bo pomimo pandemii spotkania nie ustały). W każdym z nich ma miejsce ten sam punkt wyjścia: literatura. To wspólne czytanie tekstów, autorskich i cudzych, rozmowy o słowie i refleksje, spajają grupę. 

Atmosferę zawsze przepełnia poczucie swobody, akceptacji i wolności. Jest jednak trochę spraw, na które nie ma na nich miejsca, to m.in. agresja, ocenianie, brak szacunku, złośliwości czy wynoszenie tego, co działo się na spotkaniu na zewnątrz. To wyjątkowa przestrzeń, rzadko spotykana.

Jednak spotkania nie odbywają się tylko w zamkniętym gronie. Półkowniczki jako grupa twórcza biorą udział w wielu wydarzeniach kulturalnych oraz organizują je. Przez wiele lat swoją twórczość prezentowały w Polsce i za granicą, podczas m.in. paneli dyskusyjnych (jak np. ten w ramach Ogólnopolskich Spotkań Zamkowych "Śpiewajmy Poezję" w 2015 r. lub Manify w 2017 r.), spacerów performatywnych (np. kilkukrotnie podczas „Miasta w drodze” - działania Teatru Węgajty oraz spaceru literackiego podczas festiwalu| „Miasto Opowieści” Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie w 2020 r.), kręgów (podczas festiwalu literackiego „Piszę Olsztyn” w 2018 r. lub w Sztynorcie podczas Półkowniczki: Literarische Begegnung im Kreis w 2021 r.), spotkań z Twórczyniami (m.in. w Miejskiej Bibliotece Publicznej, Książnicy Polskiej, olsztyńskich kawiarniach, tych istniejących i już nie, Planecie 11, Domu Mendelsona, w olsztyńskich tramwajach(!), Galerii Stodołar, Galerii Usługa i… Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej). Był to także czas debiutowania, wydawania książek (Półkowniczki miały przyjemność gościć na premierach wydawnictw autorstwa m.in. T. Bołdak-Janowskiej, H. Brakonieckiej, B. Kraczkowskiej, M. Stępień, K. Góry, A. Maziuk, I. Bolińska-Walendzik, E. Zdancewicz) oraz publikowania tekstów w wielu lokalnych i ogólnopolskich pismach i antologiach.

Malarstwo, nauka, literatura, muzyka, ceramika, taniec, śpiew, rękodzieło, ekonomia, działalność charytatywna… I tak od prawie 7 lat. Spotykają się ze sobą poetki, pisarki, psycholożki, malarki, naukowczynie, działaczki społeczne, dziennikarki, nastolatki i seniorki, te wyrozumiałe i inteligentne, pokorne i odważne: Kobiety. Wielość środowisk, doświadczeń życiowych i wiedzy pozwala zawsze temat spotkania omówić wszechstronnie i dogłębnie. Otwartość i ciekawość drugiej sprowadza często rozmowy na zupełnie nieplanowane, ale zawsze zaskakujące i ważne, tory. A Co z Olsztynem robią Półkowniczki? Najlepiej oddają to słowa Justyny Artym z publikacji wydanej w ramach wydarzenia „Którędy Do Miasta: Literacka Mapa Kobiet”:

Jak kobiety tworzą kulturę i dlaczego czasem są w tym niewidoczne? Poprowadzimy was od diagnozy do remedium: opowieści o nas-kobietach, o wymianie między nami a miastem – jak współtworzymy miejsce i jak ono współtworzy nas. Zamiast wędrówki szlakami literackiej przeszłości Olsztyna, zapraszamy na wejrzenie w Teraz. Oddamy głos kobietom, które opowiadają miasto, swoją miłość i nienawiść do niego. Powiemy o działaniach kobiet budujących lokalne społeczności, pokażemy, w jaki sposób wnoszą żywą zmianę do zastanych miejsc. Symboliczne przystanki na drodze prowadzą do światów wewnętrznych piszących kobiet.

To my jesteśmy miastem[2].



___________________________________

Działania możecie śledzić na stronie Półkowniczek oraz obejrzeć minidokument Tobiasza Brakonieckiego, a w Bibliografii Warmii i Mazur sprawdzić tematyczne artykuły pod hasłem Grupa Literacka "Półkowniczki" (Olsztyn), a w VariArtach poczytać teksty członkiń grupy. 


M. Stpn



[1] Spotkania literackie bez spiny – wywiad z Justyną Artym https://www.michalmalysa.pl/wywiad-justyna-artym/

[2] Publikacja wydana przez Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie w ramach festiwalu literackiego Miasto Opowieści (edycja II) https://www.mok.olsztyn.pl/userfiles/do%20pobrania/miasto%20opowie%C5%9Bci%20spacer%20p%C3%B3%C5%82kowniczki.pdf

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie