Przejdź do głównej zawartości

,,Jakby świat to był nasz dom” – poetycki pejzaż Warmii i Mazur w ,,Bliźniego swego” i ,,Widnym kresie” Zbigniewa Chojnowskiego

Jeden z czołowych przedstawicieli polskiego romantyzmu, publicysta i działacz społeczny, Maurycy Mochnacki, w swojej książce „O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym” nawoływał stanowczo do zaprzestania pisania wyłącznie o sztuce – jak gdyby temat ten stanowił jedyną, słuszną płaszczyznę zainteresowań, tworzenia „dzieła o dziele” – zalecając zwrócenie się ku prawdziwemu życiu, gdyż to „życie nasze jest już poezją”. Pomimo owych gorących apelów nasza rodzima literatura po dziś dzień zdaje się czerpać z utartych ścieżek epok minionych, starając się – częstokroć nieudolnie – naśladować najwybitniejsze dzieła z obszarów miłości, cierpienia, grozy, szeroko pojętego nihilizmu i buntu. Jednym z najboleśniej zmarginalizowanych tematów stała lokalność z całym dobrodziejstwem jej inwentarza: historią, tradycją i przyrodą. Na szczęście istnieją tacy twórcy jak Zbigniew Chojnowski, profesor literaturoznawstwa na Wydziale Humanistycznym UWM w Olsztynie, który od lat 90. konsekwentnie zadaje kłam działaniom zubażającym wyraźnie literaturę, proponując czytelnikom głęboko filozoficzne teksty, mocno osadzone w lokalnej rzeczywistości. Ma to chociażby miejsce w tomie „Bliźniego, swego” (2012) czy „Widny kres” (2017). 

Oba tomiki poezji Zbigniewa Chojnowskiego, mieszkańca jednej z warmińskich wsi, liczące kolejno 45 i 52 wiersze, w znaczącym stopniu odnoszą się do otaczającej twórcę, lokalnej rzeczywistości, rzeczywistości, która staje się przyczynkiem do rozważań natury filozoficznej, i która – parafrazując myśl Grzegorza Kociuby, zawartą w tomie „Bliźniego, swego” – wspomaga zwieńczenie długotrwałego dochodzenia do prawdy. Prawda ta zawiera się nie tylko w permanentnym oddawaniu hołdu „widzialności” lokalnej rzeczywistości (Dotrzesz w rozwidnienie Augustowa, gdzie możesz się zatrzymać i nie walczyć o oddech, lecz oddychać/Augustów, „Bliźniego, swego”), ale również w przeważającej pierwszoosobowej narracji, rodzącej w czytelniku przekonanie, że autor bazując na borynowej koncepcji świata, tworzy swoją prywatną wizję „służenia” warmińsko-mazurskiej ziemi (Na drzewach kropli się milczenie, wiemy to, co za chwilę powiesz: nie ma brzydkich miesięcy, zmarnowanych pór/ Listopad 2007, „Bliźniego, swego”; Jezioro Gim otrząsa się z resztek zimy. Przed kilkoma dniami smacznie falowało zielonkawe kruszywo kry jak w drinku/ Wiosna 2006, „Widny kres”).

Ważnym aspektem twórczości Zbigniewa Chojnowskiego jest odsłanianie przed czytelnikiem bogactwa Warmii i Mazur poprzez podróżowanie. Nie jest to co prawda podróżowanie z rozmachem, które mogłoby zostać zwieńczone pozytywistyczną reporterskością, niemniej stanowi ono element doskonale sprzężony z całością światopoglądu poetyckiego. Oprócz niedalekich przechadzek, opisanych w wierszach noszących konkretne tytuły („Widny kres”, „Nad wsią”), znajdziemy odleglejsze przystanki, eksponujące stan ducha autora („Ze Świętej Lipki”, „W okolicach Węgajt”, „Majowy spacer po bałdzkim lesie”), który ma wpłynąć na czytającego, uwrażliwić go na piękno lokalnej przyrody, a nade wszystko otworzyć mu oczy na to, że pojęcie „prowincji” ma prawo funkcjonować wyłącznie w formie pełnej schematów skamieliny.

Wiersze Zbigniewa Chojnowskiego z „Bliźniego, swego” i „Widnego Kresu”, choć z założenia mogą okazać enigmatyczne i zbyt wyrafinowane dla przeciętnego odbiorcy, chociażby przez wzgląd wykształcenie autora, przekładającego się na mnogość kontekstów i językowych odniesień, doskonale wpisują się w nurt odczarowywania „małych ojczyzn”, zaniedbanych i zapomnianych czy to w przypływie poetyckich trendów, czy też skłonności do poszukiwania natchnień tam, gdzie ich nie ma, gdzie jest tylko patos… a poza nim?... żadnej nieśmiertelności…


M.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie