Głównym wątkiem ,,Zamordowanego wśród przyjaciół”, publikacji wydanej w 2021 roku nakładem oficyny Baku-Bud, są losy niepełnosprawnego Piotra Gruszczyńskiego – 31-letniego mieszkańca Olsztyna, którego zmasakrowane, pozbawione ubrań ciało zostało znalezione 30 kwietnia 2013 roku przy placu zabaw na osiedlu Nagórki. Wszczęte przez policję dochodzenie wykazało, że sprawcami zabójstwa mężczyzny byli żona mężczyzny, jej kochanek oraz rówieśnik zabitego. Na kanwie tych właśnie wydarzeń autor, snuje opowieść o życiu mężczyzny w taki sposób, jakby to on sam przedstawiał ją czytelnikowi.
Bohater książki nie zawsze był osobą niepełnosprawną. Został nią wskutek fatalnej pomyłki, do której doszło podczas operacji kręgosłupa, która przeprowadzana była z misją polepszenia jego zdrowia. Kilkunastoletni wówczas Piotr, początkowo niemogący poradzić sobie z nową sytuacją, całe swoje życie poświęcił duchowemu wzrastaniu oraz pomaganiu innym, co wzmogło w nim pragnienie bycia księdzem. Niestety jego marzenia zderzyły się z dużą niechęcią środowiska duchownego. Kilkukrotne, bezskuteczne odwoływanie się decyzji Seminarium spowodowało, że chłopak postanowił iść na studia teologiczne, po których nie mógł - mimo palącej potrzeby, dyktowanej postępującą chorobą Alzhaimera matki - znaleźć pracy. Determinacja w dążeniu do celu, jak również niegasnąca chęć niesienia pomocy innym, przyczyniły się do wzrostu aktywności na polu wolontariackim, podczas którego poznał swoją przyszłą, o dwa lata młodszą żonę, Joannę. Był to moment przełomowy w życiu młodego mężczyzny, ponieważ w dalszej perspektywie doprowadził do jego śmierci w tragicznych okolicznościach…
"Zamordowany wśród przyjaciół" to pozycja trudna w ocenianiu, głownie przez wzgląd na tematykę, fakt, że do zdarzenia doszło w mieście, które wybrałem sobie do życia, a także prywatny, "wózkowy" punkt odniesienia. Niemniej jednak, chcąc spełnić swoją recenzencką powinność, postaram skupić się – jak najbardziej obiektywnie – na warstwie realizacyjnej, bowiem ,jak już wspomniałem, to w jej obszarze czyhają pewne zgrzyty.
Żeby jednak nie wyjść całkowicie na blogowego zgreda, parę słów poświęcę pozytywom. Jedną z najmocniejszych stron książki pod tym względem jest wymiar aktywizacyjny osoby niepełnosprawnej. Piotr, mimo wyraźnych ograniczeń ruchowych i ekonomicznych, staje się symbolem determinacji i walki o swoje, co konsekwentnie łamie krzywdzące stereotypy o rzekomej nieporadności ludzi chociażby na wózku. Inną, ważką kwestią jest ukazanie potrzeby bliskości. Seksualność osób niepełnosprawnych po dziś dzień stanowi duże tabu, choć doprawdy nie wiem, czy istnieją jakieś solidne i logiczne ku temu argumenty. Tutaj seksualność miesza się z braniem odpowiedzialności za osobę, którą się kocha, i która ma 5 dzieci. Choć książka Bakuna porusza ten temat tylko kilka razy, jest to na tyle wyraźne, że – zgodnie ze starożytną koncepcją katharsis – pozostawia czytelnika z wieloma znakami zapytania w głowie.
Mankamentem rzucającym się w oczy bodaj najintensywniej jest forma książki, której fabuła nawiasem mówiąc bałaby doskonałym materiałem na rzetelne, reporterskie i literackie śledztwo, a konkretnie – obrana przez autora narracja pierwszoosobowa. Opowieść snuta przez Piotra posiada wiele językowych i myślowych powtórzeń, które raz, że zaburzają płynność przyswajania treści, a dwa budzą instynktownie przekonanie o niedostatkach intelektualnych bohatera, którego decyzje były przecież w pełni świadome i kompatybilne z postrzeganiem przez niego świata. Ważna w obrębie narracji jest również moralna i etyczna kwestia jej zastosowania. Czy uczestniczenie w wybranych tylko momentach życia Piotra, głownie jako słuchacz i powiernik jego tajemnic, w pełni upoważniało autora do opowiedzenia historii ,,jego’’ głosem? W tym bądź co bądź retorycznym pytaniu tkwi drugi zgrzyt, mianowicie – wylewające się zewsząd ,,przepraszanie” Leszka Bakuna, które od połowy książki stają się literacką dominantą i –czego nie da się ukryć – podskórnym powodem, dla którego ta książka w ogóle powstała, a powstała dla uciszenia żarzących się wyrzutów sumienia spowodowanych tym, że autor nie pomógł Piotrowi, gdy ten najbardziej tego potrzebował. Problem w tym, że czytelnik sięgający po lekturę o tego typu ciężarze liczy na rzetelne przedstawienie motywacji zbrodni i historii ofiary, a nie na przepraszanie, kajanie się autora i zawieszoną w przestrzeni futurologię...
Książka warta przeczytania. W moim prywatnej skali 4/6 – wyłącznie przez wzgląd na sympatię do bohatera i na jego dobre serce.
Michał
super wpis
OdpowiedzUsuń