Przejdź do głównej zawartości

Kilka ciekawostek o konserwacji zabytków w Prusach Wschodnich

Czy zastanawialiście się kiedyś, w jaki sposób niektóre zabytki przeszłości przetrwały do naszych czasów? Ja tak, ostatnio podczas przygotowania wystawy o konserwacji zabytków w Prusach Wschodnich w naszej Pracowni Regionalnej. Natknęłam się wówczas na kilka ciekawostek o pracy pruskich konserwatorów, którymi chciałabym się z wami podzielić.

Zaskoczyły mnie trudne warunki, w jakich pracowali, znacznie odbiegające od dzisiejszych. Mimo ustanowienia już w 1843 r. urzędu generalnego konserwatora zabytków Prus, a następnie od roku 1893 r. konserwatorów dla poszczególnych prowincji pruskich, była to aż do lat 30-tych XX wieku funkcja w zasadzie honorowa, z niewielką pensją wypłacaną nieregularnie i niewystarczającą na pokrycie wydatków służbowych. Z tego powodu konserwatorami zostawali albo ludzie posiadający dochód z majątków ziemskich, jak Ferdinand von Quast, albo architekci lub radcy budowlani, utrzymujący się z prywatnej praktyki w tych zawodach względnie etatu w urzędach budowlanych, jak Richard Dethlefsen.

Ratusz w Pieniężnie przed 1945 r.*


Urząd Konserwatora Zabytków Prowincji Prusy Wschodnie nie posiadał lokalu służbowego; konserwatorzy prowadzili swoją działalność w mieszkaniach prywatnych. Pracowali generalnie sami, korzystając z pomocy powiatowych mężów zaufania i fotografów bądź rysowników zatrudnianych na zlecenie, a okresowo również uczniów lub studentów szkół budowlanych w ramach praktyk. Konsekwencją tych warunków pracy była w pierwszym okresie istnienia Urzędu koncentracja konserwatorów na inwentaryzacji zabytków[1] kosztem prac restauratorskich[2], badań archiwalnych czy działalności wydawniczej, naukowej i oświatowej. Dopiero w latach 30-tych XX wieku Urząd otrzymał stałą siedzibę w zamku królewieckim, a jego personel został zwiększony z jednej do pięciu osób zatrudnionych na stałe. Paradoksalnie, największe wsparcie ze strony państwa i największe fundusze na działalność Urząd otrzymał pod koniec swojego istnienia w latach 1933-1944, czyli za rządów III Rzeszy, żywo zainteresowanej ochroną i popularyzacją zabytków niemieckiej sztuki średniowiecznej, a zwłaszcza budowli Zakonu Krzyżackiego.

Działalności pruskich konserwatorów zabytków zawdzięczamy przywrócenie dawnej świetności m.in. zamkom w Lidzbarku Warmińskim, Olsztynie, Reszlu; kościołom we Fromborku, Jezioranach, Ornecie, Świętej Lipce. Nie zawsze była to restauracja zgodna z regułami zalecanymi przez Ferdinanda von Quasta, pierwszego generalnego konserwatora zabytków Prus. Ich istotą była minimalna ingerencja w oryginalną substancję zabytku i elementy dodane w późniejszych epokach oraz wyraźne rozgraniczenie elementów starych i nowych. Przykładem odstępstwa od tych reguł jest odbudowa wieży kościoła św. Bartłomieja w Pasłęku, gdzie zniszczony w pożarze w 1922 r. dach ze zwieńczeniem barokowym zastąpiono dachem neogotyckim czy przebudowa arkad w krużganku gotyckiego skrzydła północnego zamku w Olsztynie z dodaniem nieistniejącej wcześniej dziesiątej arkady. Mimo wprowadzenia czasami dość znacznych zmian w stanie pierwotnym zabytków, dokonania konserwatorów zasługują moim zdaniem na uznanie, ponieważ stały się podstawą prac restauratorskich i rekonstrukcyjnych na Warmii i Mazurach oraz w obwodzie kaliningradzkim w Rosji po II wojnie światowej. Bez systematycznej ochrony większość zabytkowych obiektów popadłaby zapewne w całkowitą ruinę i została rozebrana dla pozyskania budulca, jak stało się w przypadku murów obronnych większości miast regionu. Bez bogatej dokumentacji rysunkowej i fotograficznej zabytków Prus Wschodnich niemożliwa byłaby odbudowa katedry w Królewcu, kościoła św. Katarzyny w Braniewie, zamków w Kętrzynie, Nidzicy, Ostródzie czy restauracja przedzamcza w Lidzbarku Warmińskim. Warto o tym pamiętać, gdy będziecie podziwiać piękno odnowionych współcześnie zabytków Warmii i Mazur.

KK

*Fot. za: Dethlefsen, Richard: Das schöne Ostpreußen, München 1916



[1] Inwentaryzacja zabytków – usystematyzowana rejestracja zabytków, sporządzona w formie opisowej, fotograficznej i rysunkowej.

[2] Restauracja – odnowienie, odbudowa; prace zmierzające do przywrócenia obiektowi zabytkowemu jego dawnej formy architektonicznej, wartości artystycznej i użytkowej na podstawie dokumentacji archiwalnej. Powinny być prowadzone z użyciem oryginalnych detali i zachowaniem ocalałych fragmentów budowli.

Restauracji nie należy mylić z renowacją, czyli przywróceniem estetycznego wyglądu zabytku bez ingerencji w jego strukturę techniczną (np. odmalowanie elewacji lub wnętrz budowli), oraz z rekonstrukcją, czyli odtworzeniem zniszczonego obiektu zabytkowego, zespołu obiektów lub ich nieistniejących fragmentów na podstawie zachowanej dokumentacji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie