Przejdź do głównej zawartości

Winter is coming…

Zima wróciła. Bo zima nigdy nie odpuszcza. Jedni się z tego cieszą, inni nie, ale właśnie w takie dni przychodzi do głowy myśl, jak sobie radzili z zimową porą mieszkańcy zamków? (O to, jak sobie radzili mieszkańcy ziemianek i chałup, lepiej nie pytać). Jak żyli, że przeżyli, ci nieszczęśni z czasów sprzed epoki podpiętych do ciepłownictwa miejskiego grzejników, szczelnych okien, ocieplanych ścian, ogrzewania podłogowego, ciepłej wody tryskającej wprost kurka w ścianie, wrzątku w czajniku na żądanie, światła elektrycznego w długie zimowy wieczory, polarów – jak wiadomo – z tworzyw sztucznych, więc lekkich i ciepłych, samonagrzewających się ocieplaczy do noszenia w kieszeniach, i… można by długo wymieniać.
 
Krużganek zamku w Lidzbarku Warmińskim (fot. Anna Rau, 2014)

Do głowy przychodzą ci najsłynniejsi  (choć oczywiście dotyczy to wielu): Mikołaj Kopernik i Ignacy Krasicki. Mieszkańcy dwóch warmińskich zamków, które zresztą swoimi osobami rozsławili: w Olsztynie oraz w Lidzbarku Warmińskim. Gdyby się tym budowlom przyjrzeć racjonalnie, diagnoza brzmi krótko: oba zbudowane na bazie kwadratu, lidzbarski zamek bardziej imponuje pod względem architektonicznym (większy rozmach budowlany, cztery wieże, kunsztowne krużganki), oba zamki z pewnością tak samo niedogrzane i pełne przeciągów... Wracając - można myśleć, że skoro obaj wymienieni mężowie byli stanu duchownego (choć Kopernik dostąpił zaledwie święceń niższych, formalnie więc kapłanem nie był), to z pewnością chętnie ćwiczyli swe ciało i ducha według zasad pogłębionej pobożności niedogodnościami, takimi jak post i niekorzystne warunki grzewcze... I jakkolwiek Kopernik nie pozostawił chyba żadnej wzmianki na ten temat, można by po jego zaangażowaniu w sprawy nauki i zarządzania sądzić, że raczej był zaciekłym minimalistą, nie zwracającym szczególnie uwagi na takie szczegóły, jak mróz wdzierający się w szczelinę w oknie. Wszystko na to wskazuje, skoro godzinami nocami biegał z różnymi instrumentami astronomicznymi po wietrznych pagórkach i otwartych na deszcz basztach. Dla chętnych pragnących zbadać notatki pozostawione przez astronoma w Warmińsko-Mazurskiej Bibliotece Cyfrowej umieściliśmy inkunabuły poznaczone pismem Kopernika. Zachęcamy do obejrzenia, choć jednocześnie zapewniamy, że nigdzie nawet słówkiem nie wspomniał o zmarzniętych dłoniach. Z Krasickim jednak sprawa ma się inaczej…. Ten słynny gładysz oraz miłośnik pięknych słów, wykwintnego towarzystwa i gustownych wystrojów pozostawił w swoich listach zdanie wyjaśniające wszystko: „Jest tu tak zimno, tak zimno, że ledwo utrzymać mogę pióro, w pokoju, którego mimo ustawicznego podtrzymywania ognia, nie mogę ogrzać”. Jednym słowem nie było dobrze. Pamiętajmy o tym, zwiedzając rodzime zamki – albo nawet i kościoły tak licznie występujące na naszych ziemiach. W końcu i w nich ówcześni ludzie musieli znosić różne niedogodności podczas wielogodzinnych nabożeństw i obrzędów. Zwiedzając budowle, pamiętajmy o ich mieszkańcach i użytkownikach.

Komnata na zamku w Lidzbarku Warmińskim (fot. Anna Rau, 2014)

Na zakończenie wspomnijmy innego - poniekąd „naszego” – człowieka. Wielkiego Mistrza Krzyżackiego Ulryka von Jungingena. Mimo iż urodził się w Hohenfels w Bawarii, a resztę życia spędził w Człuchowie, Bałdzie, Królewcu, czy Malborku, dzięki miejscu swej śmierci po prostu wszedł w historię naszych ziem. On mógłby wzbudzić w wymienionych wcześniej Koperniku i Krasickim niemałą zazdrość – zwłaszcza zimą, gdyż posiadał ten wielki - jak na ówczesne czasy - przywilej doświadczenia pobytu w naprawdę ogrzanym pomieszczeniu. Jak dziś wiadomo, na zamku w Malborku funkcjonowało niezwykle nowatorskie ogrzewanie podłogowe, czyli piec znajdujący się pod posadzką Wielkiego Refektarza! I tu druga inspiracja: będąc w Malborku, westchnijmy w duchu: „Ach, gdybyż mógł tu przebywać nasz wielki astronom Kopernik i nasz wspaniały pisarz Krasicki! Stworzyliby jeszcze więcej, a do tego nigdy by ich nie bolały kości”.


Zamek w Malborku (fot. Anna Rau, 2016)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie