Przejdź do głównej zawartości

Biblioteka otoczona wojskiem


Fot. Anna Rau
Każdy, chyba nawet zagorzały pacyfista, przyzna, że imprezy z udziałem wojska i przy wtórze tradycyjnej orkiestry dętej robią spore wrażenie i zawsze się sprawdzają. Tym razem jednak było to coś naprawdę wyjątkowego: jednym z przystanków podczas II Rajdu Dragonów był Olsztyn. 10 czerwca dokładnie koło Starego Ratusza można było więc porozmawiać z polskimi, niemieckimi oraz amerykańskimi żołnierzami. Ci ostatni zresztą (z 2. Pułku Kawalerii armii USA) chyba byli najczęściej proszeni o pozowanie do zdjęć. Wszyscy zresztą czynili to chętnie i z uśmiechem (Amerykanie – rzeczywiście amerykańskim). Zaintrygowani olsztyniacy (nie tylko najmłodsi) podziwiali też mini „ekspozycję” autentycznych pojazdów bojowych oraz nowoczesną broń ręczną. W tle grała orkiestra, w pewnym momencie wypowiedział się również Prezydent Olsztyna, Piotr Grzymowicz, oraz przedstawiciele gości. Sam sprzęt bojowy, czyli haubice M777, transportery opancerzone Stryker czy tzw. pojazdy wsparcia, jak również prezentacje na ekranach plazmowych działania rakiet wojennych, mogły jednak budzić mieszane uczucia. Zawsze w takich momentach pojawiają się refleksje związane z tym, jak bardzo to, co obecnie pokazywane jest w ramach imprezy, może nas dotyczyć w „inny” sposób. Ale to już osobna, poważna historia. Aby być sprawiedliwym, trzeba też wspomnieć, iż Olsztyn, miasto bądź co bądź nie w pełni 200-tysięczne, doczekało się przy tej okazji również własnej demonstracji przeciw obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Protestujący (podający się za członków partii „Zmiana”)  stosunkowo krótko prezentowali transparenty z odpowiednimi hasłami oraz puszczali utwory znanej niemieckiej grupy muzycznej „Rammstein” ku widocznemu zadowoleniu niemieckich żołnierzy. Całość widowiska, bo tak można tę imprezę nazwać, była naprawdę udana.

Fot. Anna Rau
Wspomnijmy, że również w tym samym dniu Amerykanie zwiedzili naszą bibliotekę (jest jedną z 9 uczestniczących w projekcie „Ameryka w twojej bibliotece”). Goście obeszli cały budynek i obejrzeli różne typy naszych zbiorów, trzeba jednak podkreślić, że dość długi czas zabawili w samej Pracowni Regionalnej, gdzie wykazali szczególne zainteresowanie dżs-ami… Oczywista oczywistość.
A teraz jedna z rodzących się podczas całej imprezy myśli prawie filozoficznych: co czują Niemcy, przejeżdżając przez teren, który jeszcze całkiem niedawno (bo co to jest niecałe 80 lat) był ich Prusami Wschodnimi? Pewnie to, co Polacy, zwiedzając obecnie Wilno czy Lwów… Sentymenty pozostają, historia mieli swym kołem dalej – i tak będzie zawsze. Tak czy owak, z przyjemnością prezentujemy chorągiewkę polską oraz niemiecką na tle polskiej części (tej gotyckiej) Starego Ratusza (ratusza niemieckiego), czyli obecnej polskiej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, w której chętnie widzimy wszystkie narody. A to wszystko bez kontekstu wojennego. Oby jak najdłużej, czyli zawsze.
Fot. Anna Rau

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie