Przejdź do głównej zawartości

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy


W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki.
Kurpiowsko-mazurskie łakocie
Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty. 

Pieprzowe ciasteczka
Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mieć związek z saksońskimi „pfefferkuchler” – twardymi, miodowymi piernikami, w których nie żałowano kanela czyli cynamonu. Przyjmijmy jednak, że kurpiowsko-mazurskie „zębołamacze” wyróżnia to, co zapisane w samej nazwie, czyli pieprz (pfefferkuchen = pieprzowe ciasteczka) i to, czego w piernikach zupełnie się nie spodziewamy, tj. marchewki. Kuchnia mazurska to oszczędność i sezonowość, dlatego też tuż po Nowym Roku, gdy marchewki już zaczynały wiotczeć w kopcach, należało je spożytkować. Dobrym sposobem były właśnie wypieki. Przecież nic nie mogło się zmarnować. Tu przy okazji polecam przepis na świetne, mazurskie ciasto marchewkowe

Mocny dodatek
A wracając do fafernuchów, skąd to skojarzenie z alkoholem? Cóż, jeszcze do połowy XX wieku pokutowała przykra opinia o Mazurach, jako skorych do pijaństwa i niezwykle operatywnych w produkcji samogonu. A do tego przekonanie, że wódka z pieprzem świetnie robi na żołądek. No i sami widzicie! Ja tymczasem podam Wam podstawowy, dodam – kurpiowski, przepis, który przetestowałam. Nie ma w nim tradycyjnie, ani jajek, ani tłuszczu. Ale jest moc! I wcale nie mam na myśli alkoholu. 

Dziecinnie proste
Przygotujcie kilka składników: 360g mąki żytniej, 400g ugotowanej marchewki, 5-6 łyżek miodu, 1 łyżeczkę proszku do pieczenia, 1 łyżkę (płaską) mielonego pieprzu (czarnego). A teraz do dzieła! Obraną i ugotowaną w osolonej wodzie marchewkę rozgniećcie na gładką masę. Dodajcie do niej miód, proszek, pieprz i przesianą mąkę (rada: mąkę dosypuj stopniowo, bo może się okazać, że cała „nie zmieści się”). Jeśli lubicie bardziej słodkie można dodać łyżkę cukru, albo cukier waniliowy. Zagniecione ciasto powinno być dość ścisłe ale plastyczne. Teraz podzielcie je na kilka części, a z nich uformujcie wałki. Te lekko spłaszczone dłonią posiekajcie na klasyczne kopytka. Gotowe pieczcie na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (w rozgrzanym wcześniej piekarniku) 25-30 minut w temperaturze 190 stopni. Swoje ciastka obracałam, aby były brązowe z każdej strony i solidnie podeschły. Ostatecznie większość "pogryzaków" zjadła młodzież z liceum, która na warsztatach w bibliotece poznawała nasze lokalne dziedzictwo kulinarne. Przyznam, że ciastka z pieprzem mile wszystkich zaskoczyły, a rodzina poprosiła o więcej.  

 Anita






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio