Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z
zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo
słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę,
przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na
Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma
dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie
i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę
słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na
Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie
nierozstrzygnięta.
Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robione według tradycyjnego regionalnego przepisu ze śmietaną, spirytusem lub octem i odrobiną sody, chrupiące nigdy nie były. Raczej ciężkie i dość zwarte miały z wierzchu złotą skórkę. W środku można było wypatrzeć jasną cieniutką warstwę. Szczerze przyznam, że jako dziecko z łakoci smażonych w tym czasie w rodzinnym domu wybierałam rogate pączki i wyczekiwałam na twarogowe oponki.
Dzisiaj polecę Wam natomiast prosty przepis na ciasto chruścikowe, które stosuję w moim domu już od dłuższego czasu. Receptura tradycyjnie regionalna nie jest, ale z całą pewnością można z niej wyczarować chrupiący chrust co się zowie:
½ kg mąki,
szczypta soli,
6 żółtek,
1 szklanka nieschładzanego piwa (tu przemycam warmińską nutę wybierając piwo o słodkim smaku z lokalnego browaru, np. śliwkowe czy wiśniowe).
Proces przygotowania jest taki sam jak przy faworkach tradycyjnych. Koniecznie pamiętajcie, że chruściki to przysmak zapustowy, czyli związany z dawną tradycją wspólnej zabawy. Jeszcze przed smażeniem zaproście gości.
Smacznego
Anita (tekst i fotografie)
Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robione według tradycyjnego regionalnego przepisu ze śmietaną, spirytusem lub octem i odrobiną sody, chrupiące nigdy nie były. Raczej ciężkie i dość zwarte miały z wierzchu złotą skórkę. W środku można było wypatrzeć jasną cieniutką warstwę. Szczerze przyznam, że jako dziecko z łakoci smażonych w tym czasie w rodzinnym domu wybierałam rogate pączki i wyczekiwałam na twarogowe oponki.
Dzisiaj polecę Wam natomiast prosty przepis na ciasto chruścikowe, które stosuję w moim domu już od dłuższego czasu. Receptura tradycyjnie regionalna nie jest, ale z całą pewnością można z niej wyczarować chrupiący chrust co się zowie:
½ kg mąki,
szczypta soli,
6 żółtek,
1 szklanka nieschładzanego piwa (tu przemycam warmińską nutę wybierając piwo o słodkim smaku z lokalnego browaru, np. śliwkowe czy wiśniowe).
Proces przygotowania jest taki sam jak przy faworkach tradycyjnych. Koniecznie pamiętajcie, że chruściki to przysmak zapustowy, czyli związany z dawną tradycją wspólnej zabawy. Jeszcze przed smażeniem zaproście gości.
Smacznego
Na początek wziąć tylko część mąki. Żółtka oddzielić od białek. Piwo wlewać w wysokości, aby solidnie się spieniło. |
Do ciasta należy wgnieść tyle mąki, żeby było elastyczne i dało się łatwo wałkować. Ciasto podzielić na mniejsze części. |
Ciasto cały czas podsypywać mąką podczas wałkowania. Powinno być cieniutkie jak na domowy makaron (ale kto jeszcze dzisiaj robi domowy makaron?). |
Swoje chruściki usmażyłam na oleju (1 litr), ale smaczne będą też na smalcu. Oczywiście na koniec cukier puder. |
Anita (tekst i fotografie)
Komentarze
Prześlij komentarz