Przejdź do głównej zawartości

Promować bibliografię nawet nocą

Cóż to była za noc!... Taka noc, że piszemy z małym poślizgiem, bo aż trudno otrząsnąć się ze wspomnień i wrócić do rzeczywistości pozbawionej kwiatów, wianków, namiotów, śpiewu, upału (niektórzy powiedzieliby że wręcz 50-stopniowego, ale tak naprawdę było ok. 30 stopni) i optymistycznej integracji. Brzmi to wręcz idyllicznie, zwłaszcza dla kogoś, kto albo nie wie, jak wiele różnych działań wykonuje się w bibliotece (czasem dość szalonych), albo dla tego, kto zatrzymał się na bardzo przedawnionym stereotypie biblioteki. Tu trzeba dodać, że rzadko opisujemy imprezy organizowane przez WBP w Olsztynie, gdyż o wiele lepiej informuje o nich Fejsbook czy zakładka aktualności na stronie www biblioteki, jednak ten świętojański wątek bibliograficzny po prostu nie może przeminąć bez echa…

Impreza odbyła się 24.06 w Parku Centralnym, czyli miejscu bardzo stosownym do obchodów, w których wręcz niezbędne są drzewa, kwiaty, zioła oraz płynąca woda. Każdy z działów WBP miał swoje osobne działanie, jednak jako „ciało zbiorowe” zajmowaliśmy całkiem spory placyk – onamiotowany, okocykowany, oflagowany i pełen kwiatów - żywych i nie tylko. Naszym znakiem rozpoznawczym był mak, który jako kotylion nosili wszyscy „nasi” (nawet panowie). Mak bardzo pasował do instytucji, której podstawowym narzędziem jest system biblioteczny MAK. Wypożyczalnia prezentowała zbiory biblioteki i kierowała zabawą literacką. Czytelnia urządziła „Kącik miłości” (pamiętajmy, że w tę jedną noc można „wszystko”) z ankietą i drukowanymi pamiątkami dla sparowanych. Piątka miała kolorową przestrzeń dla dzieci z teatrzykiem i zabawkami. Gromadzenie skutecznie rozpowszechniało jedynie słuszną ideę bookcrossingu. Natomiast Pracownia Regionalna…! Ha, to było NAJLEPSZE. Mieliśmy przygotowane ulotki z opisem warmińskich oraz mazurskich obyczajów związanych z Kupałą oraz – jako że Noc Świętojańska jest także czasem czarownic, zbierania ziół i białej magii – wybór herbat ziołowych „ku pokrzepieniu ciała i ducha”. Dziewięć rodzajów ziół – od mięty, przez skrzyp, po koper włoski. Na zdrowe brzuch, gardło, skórę, Uczestnicy imprezy chętnie częstowali się ziołową herbatą – opakowaną okazjonalnie w sprytne paczuszki z opisami, co konkretne zioło wspomaga, oraz przyjmowali ulotki „na pamiątkę”. Wiele osób zadawało też pytania związane z wiedzą o regionie. A gdzie w tym wszystkim bibliografia? Na ulotce: wybór kilku świetnych, wręcz klasycznych pozycji książkowy z dziedziny etnografii. Pasjonata albo choć ciekawskiego z pewnością to zainteresuje, a może i przyjdzie po więcej w tym albo innym temacie.
Oczywiście w imprezie współuczestniczyło kilka instytucji: „Gazeta Olsztyńska”, Wydział Biologii i Biotechnologii UWM, Muzeum Etnograficzne - Skansen w Olsztynku, Instytut Hortiterapii „Zielony Promień”. Całość uświetniały stylowe występy wokalne – solowe i chóralne, krótkie pogadanki przyrodnicze o niezwykłych owadach wodnych (kto zna świteziankę i topielicę, łapka w górę!), lepienie w glinie, kręcenie papierowych kwiatów, pogoń za babą pruską…


A i tak po pełnej wrażeń imprezie jak zawsze najwspanialsze było zakończenie. Odpoczynek po miłych, ale trochę męczących czynnościach, niespieszne rozmowy, jakaś muzyka, zapach roślinności, pomarańczowe zachodzącego późno (wszak to najdłuższe wieczory w roku) słońca, dźwięki skrzypiec. Czy to sen? Nawet jeśli – to biblioteka w ciepłym plenerze to bardzo dobry sen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie