Przejdź do głównej zawartości

Spotkanie tytanów a sprawa pruska

Dziś, w najdłuższą noc roku, ponad grubą pokrywą chmur nad naszymi głowami, ponad jeszcze grubszą warstwą atmosfery, ponad bezpieczną trajektorią okrążającego życzliwie Ziemię Księżyca i jeszcze jedno piętro kosmiczne wyżej, dokona się coś absolutnie niezwykłego. Dwaj dalsi sąsiedzi Ziemi, Jowisz i Saturn, będą uczestniczyć w koniunkcji! (trąby) Te dwa jaśniejące olbrzymy miną się, niemal muskając, gdyż kątowa odległość między nimi będzie wynosić zaledwie 1/5 wizualnej powierzchni Księżyca. (Oczywiście w mierze planetarnej planety zachowają zdrowy i zwyczajowy dystans). Dlaczego to niebiańskie spotkanie, które (raczej) prześpimy, jest tak ważne i godne zapamiętania? Dlaczego też, na Jowisza, piszemy o nim na regionalnym blogu?!

Fot. DarkmoonArt de z Pixabay

Astronomowie nie raz już obserwowali różnorakie koniunkcje Jowisza z Saturnem, natomiast ostatnie takie zjawisko kosmiczne, porównywalne rozmachem z dzisiejszym, można było zaobserwować dwa razy: w 1623 r., jak też w pamiętnym dla Prusów roku 1226… Wtedy to Konrad Mazowiecki postanowił sprowadzić do Polski Zakon Krzyżacki, aby ten rozwiązał za niego nieustający problem z sąsiadującym z Mazowszem wojowniczym ludem Prusów. Jak postanowił, tak też się stało. I jakkolwiek można powiedzieć (nawiązując do wątku nie raz powtarzanego w historii świata) problem Prusów został ostatecznie rozwiązany, Polska zyskała dzięki tej transakcji dylemat o wiele większy, który pociągnął jej historię w znanym nam kierunku. Ale o tem potem.

Polska trwała w rozbiciu dzielnicowym. Książęta Leszek Biały i Henryk Brodaty wyprawiali się z kolejnymi krucjatami przeciw Prusom – gdyż w ten sposób nazywali próby podboju niezależnych państwowo terenów północnych. Jednocześnie od dawna również próbowano pogańskich Prusów chrystianizować, za co nawet Christian, opat klasztoru cystersów w Łeknie, w 1216 r. otrzymał tytuł biskupa Prus. Jednak machiną, która ujednoznaczniła los naszego regionu, był koncept krzyżacki. Za pomysłodawcę decyzji Konrada Mazowieckiego uważa się Ottona Dypoldowica, przewodniczącego kapituły kanoników arcybiskupstwa w Magdeburgu, który był jednocześnie siostrzeńcem Henryka Brodatego! Jak się okazuje to właśnie Henryk wraz ze swoją żoną Jadwigą Śląską byli pierwszymi entuzjastami sprowadzenia Krzyżaków na ziemie polskie. Inicjatywa jednak ostatecznie została przejęta przez Konrada, który – co można zrozumieć – był bardziej zainteresowany ziemią Prusów niż władcy Śląska. Trudno powiedzieć, czy intencją księcia mazowieckiego było posłużenie się rycerzami-zakonnikami jak narzędziem i wypowiedzenie umowy, czy też sądził, że Krzyżacy zgodnie z deklaracjami odbiorą swoją zapłatę (w postaci dzierżawy ziemi chełmińskiej) za wykonaną „przy Prusach” pracę i osiądą w pokoju jako sprzyjające Polsce zbrojne ramię Kościoła. Tak czy owak coś poszło nie tak. Co prawda Prusowie (mimo kilku powstań) ostatecznie przestali istnieć, asymilując się z Niemcami, Litwinami i Mazurami, jednak Krzyżacy dzięki „drobnemu” oszustwu uniezależnili się od Konrada, stając ostatecznie osobnym potężnym państwem… tuż przy północnej granicy Polski. Książę Konradzie, raczy książę przyjąć gratulacje.

A na końcu ciekawostka dla miłośników historii języka: w 1561 r. pastor Abel Will z Pobeten opublikował „Mały katechizm” w języku pruskim, jednak ostatecznie na przełomie 17 i 18 w. język ten uznano za wymarły.


AR





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gwara warmińska. Elementarz i komentarz

 I. Lewandowska, E. Cyfus,  Elementarz gwary warmińskiej. Rodzina, dom i zagroda ,   LGD "Południowa Warmia", Barczewo 2012, 62 s. (z CD) Język, którym posługiwali się autochtoni na Warmii (warm. hizyge - tutejsi), w 2012 roku doczekał się swojego elementarza. Wano wejta. Łuradowoła by sia moja óma, Warnijko w Nagladach łurodzona, co by ino ziedziała, że je tero ksiónżka o tym, jak godoć po naszamu*.   Óma móziła po naszamu** , po polsku i po niemiecku. Jej sześcioro dzieci pamięta warmińską gwarę, w której się wychowywało.   Tym większe było zainteresowanie mojej Mamy, najmłodszej córki Babci, publikacją I. Lewandowskiej i E. Cyfusa. Książka chibko przywołała wiele wspomnień, jak to łu noju było*** .  Wyrażając ogromne uznanie  dla pracy I. Lewandowskiej i E. Cyfusa, podajemy w poniższym komentarzu różnice między wykładnią w "Elementarzu...", a językiem mówionym z okolic Gietrzwałdu. Nie ma ich wiele, ale skoro się pojawiły, wydają się wa

Faworki czy chrust?

Zapytano mnie ostatnio czy na Warmii jadano faworki czy chrust. Sądząc z zachowanych opisów etnograficznych częściej spotykaną nazwą są faworki. Samo słowo ma ciekawą etymologię. W języku angielskim favor oznacza łaskę, przychylność (co z kolei nasuwa skojarzenia z zabieganiem w okresie zapustnym na Warmii o pomyślność w przyszłorocznych plonach). W języku francuskim faveur ma dodatkowe znaczenie – odnosi się do wąskiej wstążki. Chrust do słowo polskie i odnosi się do suchych gałązek albo gęstych zarośli. Wyraźnie tłumaczy to istotę słodkich chruścików. Ponieważ jednak badań językoznawczych na ten temat na Warmii nikt nie zrobił, kwestia faworki czy chruściki pozostanie jak na razie nierozstrzygnięta. Tymczasem jedno jest pewne - słodkie, smażone wyroby w kształcie zawiniętego ciasta, podobnie jak pączki, tradycyjnie robiono w czasie ostatków i kojarzą się nam dzisiaj z Tłustym Czwartkiem. W mojej rodzinie (trzecie pokolenie na Warmii) nazywaliśmy je po prostu chruścikami, choć robio

Kurpiowsko-mazurskie fafernuchy

W kilku książkach o tradycjach kulinarnych Warmii i Mazur znalazłam informacje o fafernuchach – niemożliwie twardych ciastkach w charakterystycznym kształcie kopytek, będących świetnym dodatkiem do… wódki. Kurpiowsko-mazurskie łakocie Jednym tchem wymienia się je z innymi daniami o dziwnych nazwach jak dzyndzałki, farszynki czy karmuszka. Nie świadczy to jednak o tym, że owe fafernuchy wyszły z kuchni dawnych Warmiaków albo Mazurów. Jak się przekonałam, nadal współczesnym mieszkańcom naszego województwa pozostają dość obce. Słusznie natomiast łączy się je z Kurpiami i ich dziedzictwem kulinarnym. Ciekawie na ich temat pisze autor bloga Weganon. Warto jednak tylko zastanowić się czy faktycznie ciacha przywędrowały z Mazur na Mazowsze, czy może odwrotnie. Biorąc pod uwagę skąd pochodzą sami Mazurzy, kierunek przenikania się kultur może być zaskakujący i nieoczywisty.  Pieprzowe ciasteczka Sama nazwa tych „pogryzajek” pochodząca z niemieckiego „pfefferkuchen” może też mie